Jeśli spojrzeć na ostatnie wyniki Radomniaka i Korony, to nietrudno było wskazać faworyta. Zespół z Radomia wygrał trzy spotkania z rzędu co dało mu awans na pozycję wicelidera. Kielczanie za to dwa mecze przegrali i spadli na 13. miejsce. Na dodatek za Radomiakiem przemawiał też atut własnego boiska. To jednak nie znaczy, że Korona stała na straconej pozycji, bo np. Górnik Zabrze potrafił wygrać w Radomiu aż 3-0. To było pierwsze spotkanie w Ekstraklasie, w którym mierzyły się zespoły z Kielc i Radomia. Piłka latała wysoko Początek meczu to głównie walka w powietrzu - co chwilę bramkarze ratowali się dalekimi wykopami, a zawodnicy próbowali pojedynków główkowych. Przy okazji sporo machali rękoma i kilku ucierpiało po uderzeniach łokciem. Więcej było fauli i brzydkiej gry niż płynnych akcji czy groźnych strzałów. Obie drużyny nie chciały ryzykować i wolały nie rozgrywać piłki od bramki. Po kwadransie Radomiak zaczął zyskiwać przewagę. Korona mocno się cofnęła broniła całym zespołem już od około 40 metra. Stworzyła okazję po rzucie rożnym, ale Miłosz Trojak uderzył głową nad bramką. Stałe fragmenty były też atutem gospodarzem. Niemal po każdym dośrodkowaniu dochodzili do strzałów, ale mieli problem z celnością. Śpiączka obudził Koronę Korona przez kilkanaście minut nie potrafiła stworzyć akcji i... strzeliła gola. Wystarczył dwa podania i Dalibor Takac idealnie zagrał w pole karne, a Bartosz Śpiączka uprzedził Mateusza Cichockiego i Korona prowadziła w Radomiu. Radomiak mógł szybko odpowiedzieć, ale strzał Roberto Alvesa z rzutu wolnego był minimalnie niecelny. - Przegrywamy 0-1, ale nic jeszcze się nie stało. Zagramy w drugiej połowie bardziej ofensywnie. Korona bardzo dobrze gra w defensywie i na razie tylko udało nam się zagrozić w ze stałych fragmentów, więc po przerwie trzeba przyspieszyć - mówił Leandro. Śpiączka podkreślał, że jego drużyna nie mogła zagrać otwartego meczu. - Trzymamy się blisko siebie w defensywie i nie pozwalamy na prostopadłe piłki. Założyliśmy, że stoimy z tyłu i czekamy na okazję do kontry. Jedną udało się wykorzystać, ale po przerwie trzeba jeszcze jedną dołożyć - stwierdził Śpiączka. W drugiej połowie Korona nie zmieniła stylu i nadal była głęboko cofnięta, a do tego zaczęła grać na czas. Radomiak nie potrafił znaleźć sposób na rywala. A kielczanie mieli okazje do szybkich ataków. Po jednym z nich Śpiączka znów był lepszy od pilnującego go obrońcy, ale tylko razem piłka minęła bramkę. Minęła godzina meczu, a Radomiak wciąż nie oddał celnego strzału. W 64. minucie to gospodarze wyprowadzili kontrę. Po podaniu Alvesa w pole karne wpadł Maurides, ale Dawid Błanik zdążył wybił piłkę. Zawodnicy i kibice domagali się jedenastki, ale VAR nie interweniował. Trener Mariusz Lewandowski robił zmiany, ale jego piłkarze dalej walili głową w mur. I znów Korona pokazała, jak strzelać bramki. Piłka trafiła do Błanika, który niepilnowany uderzył zza pola karnego i Filip Majchrowicz nie sięgnął piłki. Dopiero w 93. minucie pierwszy celny strzał oddał Radomiak, ale Konrad Forenc obronił. Radomiak - Korona Kielce 0-2 (0-1) Bramki: Śpiączka (35.), Błanik (83.). Radomiak: Majchrowicz - Pawłowski (77. Pik), Rossi, Cichocki, Abramowicz - Alves, Łukasik (57. Łukasik), Cele (77. Sokół) - Leandro (57. Semedo), Machado (65. Feliks) - Maurides. Korona: Forenc - Danek, Trojak, Petrow, Zebić, Podgórski - Łukowski (89. Szymusik), Szpakowski (74. Sewerzyński), Deja (89. Ronaldo Deaconu), Takac (61. Błanik) - Śpiączka (74. Szykawka).