Ekstraklasa - sprawdź wyniki, terminarz, tabelę W tym tygodniu pracę w Śląsku rozpoczął Mariusz Rumak, ale już teraz widzi chyba, że uratować drużynę przed spadkiem będzie piekielnie ciężko. Choć przez większość meczu goście prezentowali się bardzo solidnie, to w końcówce zupełnie oddali pole gry Koronie Kielce. I dzięki temu z jednym punktem wracają do Wrocławia i będę mieli nad czym się zastanawiać, bo już dawno zwycięstwo nie było tak blisko. Śląsk zdominował pierwszą połowę, ale wcale nie musiało się dobrze zacząć. Już na początku spotkania Paweł Zieliński interweniował tak niefortunnie, że piłka odbiła się od poprzeczki Śląska. Chwilę potem dobrej sytuacji nie wykorzystał Tomasz Hołota. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze, bo w 14. minucie już trafił do siatki. Cała akcja była kuriozalna. Zainicjował ją dalekim wykopem bramkarz Mateusz Abramowicz, piłkę z lewej strony przyjął Robert Pich, który odegrał na 18. metr do Hołoty. Ten uderzył po ziemi, ale piłka najpierw otarła się o jednego z obrońców, a później... podskoczyła na nierównym boisku i zmyliła Dariusza Trelę. Do końca pierwszej części obie drużyny miały jeszcze okazje, ale brakowało skuteczności i wynik się nie zmienił. W przerwie trener Marcin Brosz nie zdecydował się na zmiany, choć gra jego piłkarzy pozostawiała wiele do życzenia. I od początku drugiej połowy to Śląsk prowadził grę, a w kilku akcjach Trela ratował skórę kolegom. W 59. minucie Tom Hateley dośrodkował z rzutu rożnego, a kielczanie zostawili Laszę Dwaliego zupełnie bez opieki i gruziński stoper podwyższył na 2-0 celnym strzałem po ziemi. Gospodarze stanęli pod ścianą. Wrocławianie chyba zbyt bardzo uwierzyli w swoje możliwości i odpuścili ostatnie 20 minut. Najpierw Mateusz Abramowicz wyśmienicie obronił akrobatyczny strzał Elhadji Pape Diawa, ale chwilę później przy uderzeniu Airama Cabrery był już bez szans. To już 11. gol Hiszpana w tym sezonie! Korona poszła za ciosem i dwie minuty później powinna mieć rzut karny. Powinna, ale kolejną wpadkę zaliczył sędzia Paweł Gil. W polu karnym Śląska ręką zagrał Kamil Dankowski, ale arbiter uznał, że zrobił to po faulu Kamila Sylwestrzaka. W dodatku gracza Korony ukarał żółtą kartką, choć kontakt między tymi zawodnikami był minimalny. Co jednak sędzia Gil zabrał, oddał kilka minut później. Arbiter podyktował rzut karny za zagranie ręką Hateleya, a pewnym egzekutorem okazał się Cabrera. Inna sprawa, że w tej sytuacji "jedenastka" była bardzo wątpliwa. I choć w emocjonującej końcówce obie drużyny miały jeszcze szanse, gole nie padły. Remis bardziej zadowala gospodarzy, którzy przespali 70 minut tego spotkania. Goście natomiast mogą sobie pluć w brodę, bo trzy punkty pozwoliłyby im z minimalnym optymizmem patrzeć w przyszłość. A tak, mają tylko punkt przewagi nad strefą spadkową. Jeśli w poniedziałek Wisła Kraków wygra lub zremisuje z Termalicą w Niecieczy, wyprzedzi wrocławian w tabeli. Korona Kielce - Śląsk Wrocław 2-2 (0-1) Bramki: 0-1 Tomasz Hołota (14.), 0-2 Lasza Dwali (59.), 1-2 Airam Cabrera (73.), 2-2 Airam Cabrera (86. - karny). Żółta kartka - Korona Kielce: Nabil Aankour, Kamil Sylwestrzak. Śląsk Wrocław: Kamil Biliński, Mariusz Pawelec, Marcel Gecov. Sędzia: Paweł Gil (Lublin). Widzów: 5 459. Korona Kielce: Dariusz Trela - Vladislavs Gabovs, Elhadji Pape Diaw, Radek Dejmek, Kamil Sylwestrzak - Bartłomiej Pawłowski, Vlastimir Jovanovic, Rafał Grzelak (66. Marcin Cebula), Nabil Aankour (83. Serhij Pyłypczuk), Łukasz Sierpina (66. Łukasz Sekulski) - Airam Cabrera. Śląsk Wrocław: Mateusz Abramowicz - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Lasza Dwali, Mariusz Pawelec (84. Krzysztof Ostrowski) - Robert Pich, Tom Hateley, Marcel Gecov, Tomasz Hołota, Kamil Dankowski (87. Peter Grajciar) - Kamil Biliński (74. Ryota Morioka). Korona Kielce - Śląsk Wrocław - zobacz raport pomeczowy