Po zażartym i ciekawym meczu, wygrywające ostatnio mecz za meczem Podbeskidzie, zremisowało u siebie z Koroną 1-1. Przypomniał o sobie Michał Przybyła, który w końcówce świetnie znalazł się pod bramką rywala i pokonał bardzo dobrze broniącego Emilijusa Zubasa. Przybyła był rewelacją początku rozgrywek. W dwóch pierwszych meczach zdobył dla zespołu Marcina Brosza 3 bramki. Potem dorzucił jeszcze gola z Legią w VI kolejce, którego zdobył w 90 minucie zapewniając kielczanom sensacyjną wygraną na wyjeździe 2-1. Od tego czasu nie udało mu się już pokonywać bramkarzy w Ekstraklasie. Tak było do wczoraj. Na boisko w meczu z Podbeskidziem wszedł w drugiej połowie, żeby w samej końcówce wymanewrować obrońców Górali i zdobyć ważną bramkę. - Cieszymy się z punktu, bo przecież goniliśmy wynik. Po przerwie zaatakowaliśmy, sporo strzelaliśmy, ale brakowało precyzji, albo dobrze ustawiony był Zubas. W końcu udało mi się trafić. Szczęście też jest potrzebne - komentował Przybyła. Trzeba powiedzieć, że trener Brosz dokonał w meczu w Bielsku-Białej dobrych zmian. Od początku drugiej połowie na boisku pojawili się Bartłomiej Pawłowski i Przybyła, którzy rozruszali ofensywną grę Korony. Pomogło też wejście na boisko w 81 minucie Nabila Aankoura, który zastąpił kontuzjowanego debiutanta Djibrila Diawa. To po dalekim wyrzucie z autu Marokańczyka piłkę w polu karnym Podbeskidzia przejął Przybyła, wymanewrował Kohei Kato oraz Jozefa Piaczka i technicznym strzałem zaskoczył bramkarza bielszczan. Korona kolejne ligowe spotkanie gra już we wtorek. W zaległym meczu 25 kolejki zagra arcyważny mecz u siebie z Wisłą Kraków. Michał Zichlarz, Bielsko-Biała