Legia Warszawa do wiosennej rundy podchodziła niewątpliwie z wielkimi nadziejami na sukces. Zespół Kosty Runjaicia przed startem zmagań wciąż rywalizował w dwóch różnych rodzajach rozgrywek. Mowa rzecz jasna o PKO Ekstraklasie, gdzie "Wojskowi" muszą intensywnie gonić uciekających rywali, bo celem niewątpliwie jest mistrzostwo, o które łatwo nie będzie. Dodatkowo oczywiście stołeczna ekipa marzyła o zawojowaniu europejskich boisk, a konkretnie Ligi Konferencji Europy. Kosmiczne emocje na Wembley, niesamowita dramaturgia. Wspaniały finał EFL Cup W pierwszym dwumeczu fazy pucharowej tego turnieju na zespół z Warszawy czekało Molde, z pozoru rywal z tych łatwiejszych, ale jak się okazało i tak zbyt mocnych na Legię. Ekipa dowodzona przez niemieckiego szkoleniowca odpadła po kompromitacji na własnym boisku i pozostała już w grze "tylko" o wygranie PKO Ekstraklasy. Przed swoim meczem 22. kolejki ligowej "Wojskowi" do liderującej Jagiellonii tracili sześć oczek. Na dystansie kilkunastu meczów taką różnicę można zniwelować. Legia poszukiwaniu odkupienia win z Warszawy Do tego potrzebne są jednak regularne zwycięstwa, bo rozgrywki ligowe, jak żadne inne odzwierciedlają regularność poszczególnych zespołów. Tej Legii w pierwszej części sezonu zabrakło, podobnie jak tydzień temu w meczu z Puszczą Niepołomice. Od meczu w Kielcach z Koroną Legia, chcąc walczyć o tytuł musiała zacząć udowadniać swoją wyższość nad poszczególnymi rywalami. Było jasne, że Korona w trudnej sytuacji, realnie zagrożona spadkiem z ligi nie rozłoży przed Legią czerwonego dywanu. Ten jednak postanowił położyć Bartosz Kapustka swojemu koledze Blażowi Kramerowi. Środkowy pomocnik zabrał się z piłką przy nodze trochę w stylu Jude'a Bellinghama czy Frenkiego de Jonga. Przebiegł z futbolówką duży dystans, po czym wyłożył ją podaniem prostopadłym do napastnika Legii. Ten znalazł się w dosyć skomplikowanej sytuacji, bo kąt do oddania strzału był naprawdę ostry. Udało mu się zmieścić piłkę pod ręką bramkarza i Kramer wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Niewiarygodne, kosmiczna forma Marcina Bułki. Znów to zrobił, będzie na ustach wszystkich Już w 30 minucie pojedynku na tablicy wyników mieliśmy 0:2. Znów głównym bohaterem Legii był Kramer. Tym razem do snajpera podawał Marc Gual, który zrobił to w bardzo podobny sposób do Kapustki. Kramer, upadając, na wślizgu, zdołał jeszcze dzióbnąć piłkę, a ta wturlała się do siatki. W tamtym momencie wydawało się, że sytuacja po stronie Legii jest naprawdę spokojna i względnie opanowana. Inne podejście do tematu miał jednak Artur Jędrzejczyk, który postanowił, że wyprowadzi na spokoju piłkę spod własnej bramki. Powiedzieć jednak, że zrobił to nieudolnie, to jak nic nie powiedzieć. Piłkarze Korony doskonale wykorzystali ten błąd Jędrzejczyka, zabrali piłkę i Remacle oddał strzał z dystansu na bramkę, w której stał Dominik Hładun, a nie Kacper Tobiasz. Ta zmiana nic jednak nie dała. Hładun pokazał, że również nie znajduje się w wysokiej formie, bo piłka przeleciała pod jego pachą i w ten oto sposób do przerwy mieliśmy wynik 1:2, a wszystko w tym pojedynku pozostawało otwarte. Wielkie emocje, gol za gola w Kielcach Można śmiało powiedzieć, że na samym starcie drugiej części spotkania groźniejsza była Korona, ale nic konkretnego z tych prób gospodarzy nie wyszło. Pierwsza w drugiej połowie ukąsiła Legia za sprawą Marca Guala, który w tym meczu czuł się bardzo dobrze. Hiszpan znakomicie zastawił się z obrońcą na plecach, a później uderzył z półobrotu i już w 60 minucie Legia znów wróciła do prowadzenia dwoma golami. Nie trzeba było jednak długo czekać na odpowiedź Korony. Dziewięć minut później doskonałą piłkę w pole karne zagrał Trejo. Tam na futbolówkę czekał Shikavka, który z bliska wpakował ją do siatki i znów dał Koronie nadzieję na jakiekolwiek punkty w tym spotkaniu. Chwilę później fantastycznym uderzeniem z woleja popisał się Bartosz Kapustka, piłka znów zatrzepotała w siatce, ale tym razem arbitrzy dopatrzyli się spalonego we wcześniejszej fazie akcji i to trafienie zostało przez nich anulowane. W powietrzu czuć było jednak, że to nie koniec strzelania w Kielcach. Puszcza Niepołomice zremisowała z Zagłębiem Lubin. Oba kluby wciąż bez zwycięstwa Odzwierciedlenie tego uczucia znaleźliśmy już w doliczonym czasie gry. W polu karnym Legii wytworzyło się niesamowite zamieszanie, w którym zdecydowanie najlepiej odnalazł się Dalmau. Zawodnik Korony uderzył z bliska z woleja pod samą poprzeczkę bramki, w której stał Hładun, a ten nie był w stanie interweniować. W 91 minucie meczu Korona znów wróciła do wyniku remisowego, który był na samym początku. Takim też zakończył się ten pojedynek, a to oznacza, że Legia po 22 rozegranych spotkaniach traci do liderującej Jagielloni pięć oczek, z kolei Korona uciekła ze strefy spadkowej. Ten mecz dla Legii śmiało można potraktować, jako niewykorzystaną szansę. Z pezpośrednich rywali do mistrzostwa komplet oczek w tej kolejce zdobyła tylko Pogoń Szczecin.