W Zagłębiu Lubin nie mogą się dogadać prezes zarządu Robert Pietryszyn i trener Czesław Michniewicz. "Musiałby przegrać chyba sześć meczów z rzędu, żeby stracić pracę" - zapowiedział jednak sternik mistrzów Polski. W ubiegłym tygodniu Pietryszyn kilka razy publicznie analizował pozycję trenera Michniewicza, nie wykluczając jego dymisji. Odnosił się przy tym do sytuacji w Chelsea Londyn, gdzie po serii nieudanych meczów pracę stracił nawet charyzmatyczny Mourinho, który dla Michniewicza jest trenerskim wzorem. Szkoleniowiec Zagłębia odpowiedział po szczęśliwie wygranym meczu z ŁKS-em 2:1 w ósmej kolejce Orange Ekstraklasy. W wywiadzie dla "GW" stwierdził, że Pietryszyn miesza się do spraw kadrowych. Jako przykład podał Tomasza Frankowskiego, którego prezes podobno chciał sprowadzić wbrew woli trenera. "Jeśli zostanę zwolniony, to prezes będzie musiał mi za to zapłacić. Abramowicz za swoją decyzję musiał zapłacić 20 milionów funtów. Nie wiem, czy naszego prezesa na to stać" - ironizował Michniewicz. Potem ujawnił, że dzwonił do niego Gigi Becali, właściciel Steauy Bukareszt, z propozycją objęcia stanowiska po zdymisjonowanym Gheorge Hagim. "Dostałem od trenera sms, że dystansuje się od wywiadu dla "GW" i twierdzi, że jego wypowiedzi zostały przedstawione niezgodnie z intencjami. Uwierzyłem w te tłumaczenia" - powiedział w "Przeglądzie Sportowym" Pietryszyn. "On wciąż ma moje poparcie, choć niektóre jego wypowiedzi mogły mnie zaboleć. Musiałby przegrać sześć meczów z rzędu, aby stracić pracę. A prawda jest taka, że żadnej wyprzedaży Zagłębia zimą nie będzie. Owszem, Arboleda może odejść, ale za pół miliona euro. Nie sądzę, by szefów Lecha stać było na taki wydatek" - dodał.