Zagłębie jest pierwszą drużyną Ekstraklasy, która rozegrała oficjalny mecz nowego sezonu 2020/2021. Nie była to ani Legia, ani Cracovia, których spotkanie - zaplanowane na piątek 7 sierpnia - o Superpuchar zostało odwołane przez PZPN z powodu zagrożenia epidemiologicznego, ani żaden z polskich klubów biorących udział w europejskich pucharach. Lubinianie obronili dzięki temu honor naszej Ekstraklasy, który zazwyczaj bywał zszargany w pierwszych rundach występów na kontynencie. Mieli jednak przeciwnika dobrego na sparing niż do prawdziwej rywalizacji. Świt Nowy Dwór najlepsze lata w swej historii ma już dawno za sobą. W Pucharze Polski najwyżej dotarł 18 lat temu - do ćwierćfinału. Dwa lata później nowodworzanie znaleźli się w Ekstraklasie, ale cieniem na ich występach w najwyższej lidze do dziś kładzie się afera korupcyjna. Od sześciu latach Świt występuje w III lidze, kończy rozgrywki w górnej części tabeli (tylko raz było inaczej). To na Mazowszu solidna drużyna. W weekend rozegrali pierwszy mecz tego sezonu. Wygrali 5-1 z Concordią Elbląg. Pierwsze minuty spotkania z Zagłębiem zapowiadały, że to gospodarze zostaną zdeklasowani. Dwie akcje lubinian i dwie bramki. Ale pierwsza z nich nie została uznana przez sędziego. Strzelec gola Filip Starzyński był na pozycji spalonej. W szóstej minucie w zamieszaniu podbramkowym świetnie się odnalazł Jakub Żubrowski i pokonał Mateusza Prusa strzałem w długi róg. Niezłe otwarcie w nowym otoczeniu sprowadzonego z Korony Kielce 28-letniego pomocnika. Przez długi czas goście nadal mieli przewagę, ale powoli pewności siebie nabierali piłkarze Świtu. Coraz odważniej atakowali, nieźle się bronili, dzięki czemu mecz zrobił się wyrównany. Najlepszą sytuacją miał Piotr Kusiński. Pomocnik gospodarzy strzelił jednak z pola karnego niecelnie. Stałe zagrożenie stwarzał dynamiczny pomocnik Hubert Michalik. Mimo większej ambicji, jaką pokazywali gospodarze, to Zagłębie mogło pod koniec tej połowy strzelić gola. Uderzenie głową Lubomira Guldana minęło słupek bramki Świtu.