Sebastian Staszewski, Interia: - Czy Zagłębie Lubin utrzyma się w Ekstraklasie? Michał Kielan: - Jestem o tym przekonany. Wierzę w nasz zespół. Wiosną będziecie jednak walczyć o przetrwanie. Zgodzi się pan z tym? Runda jesienna była w wykonaniu Zagłębia bardzo słaba. - Cóż, nie mam wyjścia... Tak, ta runda była słaba. Nie chodzi mi nawet o zdobycz punktową - a macie tylko cztery "oczka" przewagi nad strefą spadkową - ale przede wszystkim o styl. A właściwie jego brak... - W niektórych meczach brakowało nam szczęścia, w innych graliśmy źle. Zagłębie, oprócz umiejętności, musi się wyróżniać także charakterem. A i tego często brakowało. Dlatego w klubie nikt nie zamierza robić dobrej miny do złej gry. Wręcz przeciwnie: wiemy jaka jest sytuacja i w rundzie wiosennej jesteśmy gotowi na wojnę. Przygotowaliśmy już plan i krok po kroku zaczęliśmy go realizować. Mamy za sobą solidny okres przygotowawczy w Turcji, widziałem na miejscu, jak pracują nasi zawodnicy. Jeśli przełożą to na ligę, to będzie dobrze. W Zagłębiu trwa obecnie rewolucja? - To mocne słowa. Bo podjęliście mocne decyzje. Dariusza Żurawia zastąpił Piotr Stokowiec. W Lubinie pojawił się Piotr Burlikowski, pracujący do tej pory w PZPN. Kilku piłkarzy odeszło, kilku przyszło. - Prezesem zostałem w październiku i sam pan wie, że długo kazałem panu czekać na ten wywiad. Nie chciałem popisywać się w mediach, bo przyszedłem do klubu w trudnym czasie. Wiedziałem, że obronić może mnie tylko praca. Dlatego kilka konkretnych ruchów musiałem wykonać. Dyrektor Burlikowski, o którym pan wspomniał, udowodnił swoje umiejętności podczas pierwszego pobytu w Lubinie. Zna Zagłębie, miał czas, aby przyjrzeć się drużynie. Jeśli chodzi o trenera Stokowca, to od początku był moim kandydatem numer 1. I cieszę się, że przyjął ofertę. Doskonale wiemy, że Lubin jest specyficznym miejscem na mapie Ekstraklasy. Potrzebowaliśmy więc ludzi sprawdzonych, którzy znają i rozumieją nasz klimat. Zatrudnienie Burlikowskiego to wotum nieufność w kierunku dyrektora L’ubomíra Guldana? - Nie. To wzmocnienie pionu sportowego o bardzo doświadczoną osobę. Potrzebowaliśmy świeżego spojrzenia, ale Ľubomír jest ważną postacią klubu. Ma za zadanie współdziałać z dyrektorem Burlikowskim. Myślę, że to rozwiązanie przyniesie Zagłębiu olbrzymie korzyści. Jasmin Burić, Martin Doležal, Bartosz Kopacz czy Aleksandar Šćekić - to wasze zimowe transfery. Ci piłkarze będą lepsi niż ich poprzednicy? - Każdy ma inną rolę. Kopacz i Šćekić mają predyspozycje, by być liderami swoich formacji. Bartek został zresztą mianowany przez trenera nowym kapitanem zespołu. Burić wzmacnia rywalizację w bramce, a Doležal udowodnił w ostatnich latach, że potrafi strzelać gole. Jest jeszcze perspektywiczny obrońca Aleks Ławniczak. Często zarzucano Zagłębiu prowadzenie polityki transferowej określanej jako ściąganie "starych Słowaków". My tego nie chcemy, patrzymy i działamy szerzej. I na razie zamiast "starych Słowaków" wzięliście 34-letniego Bośniaka, 31-letniego Czecha i 30-letniego Czarnogórca... - To złośliwe spojrzenie na sprawę. To fakt, nie opinia. - O Buriciu już wspomniałem, potrzebujemy bramkarza do rywalizacji, tym bardziej, że po sezonie odejdzie Dominik Hładun. Doležal to silny napastnik, będący w grze i nie potrzebujący długiej aklimatyzacji. Doskonale wiemy, że Czech potrafi zdobywać bramki i tego od niego oczekujemy. Jeśli chodzi o Šćekicia, to długo pracowaliśmy nad tym transferem. To charakterny zawodnik, ma cechy lidera, a przede wszystkim duże umiejętności. Powinien być znaczącym wzmocnieniem, silnym punktem, jak w Partizanie Belgrad. Jeśli mamy więc sięgać po graczy z zagranicy, to właśnie o takim profilu. Dlatego jeśli trafi się Słowak z odpowiednim CV i umiejętnościami, to na pewno też go rozważymy. Zresztą mamy przykład dyrektora Guldana, który zapisał piękną kartę jako zawodnik Zagłębia. W tym wypadku chodzi mi o zmianę myślenia. Co z transferami z klubu? Legia Warszawa od dawna interesuje się Patrykiem Szyszem i Łukaszem Porębą. Ten drugi miał zresztą konkretną ofertę z Lens. - Co do oferty z Francji, to mogę ją potwierdzić. Nikomu nie zamierzam blokować rozwoju kariery, ale przede wszystkim patrzę na dobro naszego klubu. A propozycje, które do Zagłębia spłynęły, były po prostu zbyt niskie. Jednocześnie w rozmowach z zawodnikami jasno określiliśmy sytuację i nasze oczekiwania. Byliśmy fair, dostali od nas propozycje nowych kontraktów. I wierzy pan, że zostaną? - Decyzję co do przyszłości muszą podjąć sami. Nie mogę też wykluczyć, że pojawi się oferta "last minute", nie do odrzucenia. Ale na dzisiaj liczę na nich. Pan na nich liczy, a oni mogą już podpisać kontrakty z nowym pracodawcą... - Jesteśmy gotowi na każdy scenariusz. Jeśli zostaną, to będę się bardzo cieszył. Jeśli odejdą, oby jak najlepiej zaprezentowali się w nowych klubach. Taka jest wizja rozwoju naszych piłkarzy, by dzięki grze w Lubinie byli dobrze przygotowani do kolejnego kroku w karierze. Co w takim razie z waszymi talentami? W ostatnim czasie trenerzy w Lubinie byli wręcz zobligowani, aby stawiać na młodzież. Pan będzie tę linię kontynuował? - Zagłębie jest znane z tego, że wprowadza do drużyny wychowanków. Kilku z nich pojechało w świat, na przykład Bartek Białek czy Filip Jagiełło. Natomiast musimy to robić mądrze, co podkreśla trener Stokowiec. Korzystamy z młodych zawodników i z naszej drogi zejść nie zamierzamy. Zwracamy jednak uwagę na jakość tych piłkarzy. Młody nie będzie grał tylko dlatego, że jest młody. Ale jednocześnie w Lubinie ma spore szanse, aby przebić się do pierwszej drużyny, bo monitorujemy postępy adeptów Akademii. Na obozie w Turcji było ich aż... 14! Jaką drogą ma więc iść Zagłębie? Akademia uznawana jest za jedną z najlepszych w Polsce. Ale później sprowadzacie tabun obcokrajowców i suma wychodzi albo zerowa, albo ujemna. - Dlatego pracujemy tak, aby wkrótce móc sobie przypomnieć, co znaczy słowo "sukces". Oczywiście, na dzisiaj realnym sukcesem będzie utrzymanie i atrakcyjna dla kibiców gra. To punkt wyjścia, cel krótkoterminowy. Natomiast patrzymy dalej. Mamy plan sportowy, mamy plan rozwoju Zagłębia, zarówno jeśli chodzi o seniorów, jak i Akademię. Kto stoi w miejscu, ten się cofa. Na pewno za mojej kadencji takiej sytuacji nie będzie. Mogę popełnić jakiś błąd, to oczywiste, natomiast przede wszystkim ważne jest, aby klub składał się z ambitnych osób. Skoro mówi pan o ambicji, to czy zgadza się pan z mitem o spokojnym miejscu, gdzie piłkarze kopią piłeczkę i dostają wysokie pensje na czas? Bo tak mówi się o Zagłębiu od lat. - Pensje wypłacamy na czas, to fakt. Na pewno jesteśmy bardzo solidnym, wiarygodnym pracodawcą. Piłkarze muszą więc mieć świadomość, jak dobrym miejscem do ich rozwoju jest Zagłębie. Warunki do ciężkiej, stabilnej pracy są u nas naprawdę komfortowe. Dlatego budując zespół będziemy stawiać na takich graczy, którzy traktują grę w Lubinie jako wyzwanie i szansę, a nie spokojną emeryturę. To ma być mieszanka najlepszych wychowanków, perspektywicznych graczy w średnim wieku z domieszką doświadczenia. I to jest także odpowiedź na pana poprzednie pytanie, dotyczące kierunku, w którym chcemy iść. Wielu ludzi irytuje jednak to, że klub finansuje KGHM, spółka skarbu państwa. Jedna grupa osób ciężko pracuje na to, żeby inna mogła zajmować w Ekstraklasie 14. miejsce. - Dlatego musimy grać i pracować tak, by odbudować zaufanie kibiców. Zagłębie powinno na nowo stać się klubem przynoszącym radość lokalnej społeczności, być dla nich nagrodą za ciężką pracę. Tego możemy dokonać tylko poprzez zaangażowanie i ambicję, za którymi w parze pójdą wyniki. A dzięki inwestycjom w Akademię możemy być wartością dodaną dla całej polskiej piłki, wychowując zawodników o odpowiednio wysokim poziomie. Chciałbym, żeby z Zagłębia wychodziło jak najwięcej "Piotrów Zielińskich" czy "Bartoszów Białków". Zagłębie nie jest łatwym miejscem dla prezesów, przekonało się o tym kilku pana poprzedników. Może pan liczyć na specjalne traktowanie w Lubinie, jako człowiek stamtąd? - Od pierwszego dnia w roli prezesa działam na własny rachunek, według mojej koncepcji. Piszę swój rozdział, by był on pozytywny dla klubu, któremu od dziecka kibicuję. Faktycznie jestem stąd, znam ten klimat, pracowitość i ambicje ludzi z zagłębia miedziowego. Pamiętam trudne chwile, ale pamiętam też mistrzostwo zdobyte przez Czesława Michniewicza, dobre występy w pucharach ekipy Stokowca. I wierzę, że będziemy mogli znów zbliżyć się do tych czasów. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia