Maciej Słomiński, INTERIA: Sprawy potoczyły się szybko - 25 maja został pan mistrzem Polski z Jagiellonią Białystok, a już 1 czerwca został ogłoszony zawodnikiem AEK Larnaka. Nie kusiło, aby zostać i zagrać z "Jagą" w eliminacjach Ligi Mistrzów? Zlatan Alomerović, bramkarz AEK-u Larnaka: - Oczywiście, że tak. Możliwość gry w europejskich pucharach, choćby w eliminacjach najbardziej prestiżowych rozgrywek była największym argumentem za pozostaniem w "Jadze". Jestem już doświadczonym zawodnikiem, nie podejmuję decyzji pod wpływem impulsu. Jakiś czas temu napisałem na kartce wszystkie argumenty za pozostaniem w Polsce i wyjazdem z waszego kraju. Życie składa się z decyzji, podjąłem taką o wyjeździe. Pożegnałem się z Jagiellonią jako mistrz Polski, jako zwycięzca, lepszą chwilę trudno sobie wymarzyć. To był najlepszy sezon w mojej karierze. Zadecydowały lepsze pieniądze na Cyprze? - Każdy kto mnie zna, wie że jestem elastyczny i łatwo się ze mną dogadać. Mam za co żyć, pieniądze nie są dla mnie najważniejsze. Klub z Cypru bardzo mnie chciał w swoich szeregach, rozmowy przyspieszyły po meczu z Piastem Gliwice. Nie było tak, że na finiszu sezonu przebierałem nogami, żeby już się spakować i odejść. Na 2-3 dni przed meczem odcinam się od tego i w ogóle nie patrzę do telefonu. Czułem determinację AEK-u, a co do "Jagi" nie czułem, że chce abym został. Trudno, takie jest życie sportowca. Czy mistrzowski scenariusz tlił się w pana głowie, gdy w grudniu 2021 r. przechodził pan z Lechii Gdańsk do Jagiellonii? - Gdy przychodziłem ówczesna prezes klubu Agnieszka Syczewska i trener Ireneusz Mamrot, którzy mnie sprowadzili, codziennie do mnie dzwonili, by zapytać czy wszystko jest okej. Obojga wkrótce w "Jadze" nie było co trochę utrudniło mój start w Białymstoku, ale ostatecznie mój pobyt skończył się w najlepszy możliwy sposób. To nie była łatwa decyzja opuścić Gdańsk, na samym wstępie zrobiłem krok w tył. Lechia walczyła o europejskie puchary, a "Jaga" była gdzieś w połowie tabeli. Wiedziałem, że w Białymstoku jest potencjał, pamiętałem medale mistrzostw Polski na Podlasiu i grę w finale Pucharu Polski, w którym zresztą zagrałem przeciw Jagiellonii. Marzyłem o europejskich pucharach, ale nie o mistrzostwie Polski. Po raz kolejny rzeczywistość przerosła plany. Mówi się, że Jagiellonia wygrała ligę, bo najwięksi konkurenci w postaci Legii, Lecha czy Rakowa mieli kryzysy. Co pan na to? - Nawet nie wiem co odpowiedzieć na takie pytanie? Czyjś kryzys to nie nasz problem. Wszystkich podważających nasz sukces odsyłam do tabeli rozgrywek i serdecznie pozdrawiam. Kiedy drużyna "Jagi" uwierzyła, że mistrzostwo jest na wyciągnięcie ręki? - Nie było jednego takiego momentu. Ta myśl rosła w naszych głowach, ale nikt o niej głośno nie mówił. Gadanie nic nie daje, to tylko strata energii. Można marzyć i planować, a potem przychodzi ostatni mecz na jesień, gdy straciliśmy prowadzenie 3-0 z Puszczą Niepołomice, by zremisować 3-3. Odwrotna sytuacja pojawiła się podczas spotkania z Lechem Poznań - ze stanu 0-3 doprowadziliśmy do remisu, chyba wówczas zaczęliśmy wierzyć, że to może być ten sezon. Wygrana z Legią Warszawa u siebie albo gdy Raków Częstochowa dostał lekcję w Białymstoku - te mecze wiele nam dały, ale zdecydowały chyba bardzo trudne spotkania wyjazdowe - w Chorzowie, na Widzewie czy na Cracovii. Bramkarz Zlatan Alomerović zamienił mistrzowską Jagiellonię Białystok na cypryjski AEK Larnaka Czy czuł się pan doceniony przez ekspertów i władze klubu? Rok temu pojawiły się plotki, że może pan zostać wybrany najlepszym bramkarzem Ekstraklasy. - Zawsze miło słyszeć takie informacje, ale staram się twardo stąpać po ziemi. Dzisiejsza piłka nożna to dla bramkarza nie tylko bronienie. W zespole, który gra w stylu "Jagi" bramkarz jest kluczową postacią, a ja miałem ponad 90 proc. celnych podań. Bramkarze mawiają, że najważniejsze jest dla nich zagrać na "zero z tyłu", ale ja patrzę na to inaczej - futbol to rozrywka jak teatr. Wolę, aby moja drużyna wygrała 5-4 niż 1-0. W walce o mistrzostwo równie ważna walka jak na boisku rozgrywa się w głowach piłkarzy. - Czułem się współodpowiedzialny za ten zespół, byłem w radzie drużyny. Razem ze mną byli Tomasz Kupisz, który grał mało, ale był bardzo ważną postacią szatni. Poza tym: Bojan Nastić, Taras Romanczuk kapitan i legenda klubu oraz Jesus Imaz i Nene. To absorbuje energię, gdy razem z trenerem trzeba szukać najlepszego rozwiązania dla drużyny, ale kto ma to zrobić, jak nie najstarsi piłkarze? Rada drużyny to przedłużona ręka trenera, jestem po to, aby pomagać na boisku i poza nim. Zawsze byłem w szatni 2,5 godziny przed treningiem, zawsze dostępny, aby pomagać, mówię w czterech językach. Sam jestem obcokrajowcem, wiem jak czują się piłkarze gdy opuszczają swą strefę komfortu. Czy kibice i społeczeństwo są w Białymstoku tak ofiarni jak mówią? - Bardzo dobrze czułem się w Białymstoku, ciężko było przejść przez miasto, żeby kibice nie zaczepiali i nie pozdrawiali w sympatyczny sposób. Jest "Jaga pizza", "Jaga taxi", wszędzie jest żółto-czerwono. Mój poprzedni klub Lechia Gdańsk też ma dużą bazę wiernych kibiców, jednak w Białymstoku zainteresowanie jest większe, być może dlatego że w mieście nie ma innych sportowych atrakcji. Zostałem fajnie pożegnany w social mediach przez Jagiellonię, kibice pisali wiele miłych słów pod moim adresem, cieszę się że zostałem dobrze zapamiętany. Jestem Polsce wdzięczny, przez te siedem lat dużo nam dała, a najważniejsze to dwa nowe życia - moja pierwsza córka urodziła się w Gdańsku, a druga "powstała" w Białymstoku. Na pewno będziemy do Polski wracać rodzinnie. Dyrektor sportowy "Jagi" Łukasz Masłowski powiedział o panu w "Przeglądzie Sportowym": "W tym wieku, a on w czerwcu skończy 33 lata, piłkarz szuka spieniężenia kariery". - Każdy ma prawo do swojej opinii, dyrektor nie jest wyjątkiem. Staram się dobrze żyć z każdym, inna opinia nie znaczy, że się nie lubimy. Jeden chce w lewo, drugi w prawo, ważne, aby statek szedł do przodu. Nikt nie ma 100% racji, dyrektor zrobił kapitalną robotę, podpisał topowych zawodników. Ukłony dla niego i dla trenera, ale nie można zapominać, że piłka nożna jest grą zawodników. W teorii każdy trener ma dobry pomysł, ale o sukcesie decyduje jakość piłkarzy - to oni wychodzą na boisko i decydują o wynikach. Jest już pan po pierwszych dniach w AEK-u Larnaka, jak wrażenia? - Jak najbardziej pozytywne, faza adaptacji przebiega w porządku. AEK jest wicemistrzem Cypru, na mecie miał tyle samo punktów co mistrzowski APOEL Nikozja - identyczna sytuacja jak między "Jagą" i Śląskiem Wrocław w Ekstraklasie. Jest dużo obcokrajowców, wśród nich Angel Garcia, który grał dla Wisły Płock. Komunikacja odbywa się po angielsku. Dyrektorem sportowym jest Hiszpan, który sprowadził nowego trenera, rodaka Juana Ferrando. Poprzedni trener, Izraelczyk Ran Ben Shimon objął reprezentację swego kraju. W Białymstoku jest ulica plażowa, ale tu mieszkam obok prawdziwej plaży, myślałem że trafię na nią dopiero po karierze. Oczywiście to żarty, przyjechałem tu ciężko pracować. Jest bardzo gorąco, dlatego trenujemy o 8 rano, a żeby dobrze przygotować się do sezonu jedziemy na obóz do Holandii, gdzie zagramy sparingi z FC Den Bosch, PAOK Saloniki i Cercle Brugge. Nie wkładam pana do sportowego grobu, ale muszę zapytać - do kiedy chce pan grać? - Mój wstępny cel to 40 lat. Chcę grać jak najdłużej, dbam o siebie, robię wszystkie możliwe rzeczy, aby przedłużyć karierę i być jak najdłużej dostępny dla trenerów. Nie tylko siłownia, ale również analiza video itd.