Inauguracyjne spotkanie Ekstraklasy miało niecodzienny przebieg. Niecieczanie mieli dwa rzuty karne, z których zdobyli dwie bramki i były to ich jedyne dwa celne strzały w meczu. - Gdy traci się bramkę po rzucie karnym, to nie można być zadowolonym, a tutaj "jedenastki" były dwie. Ale nie ma co tego rozpamiętywać - mówił oficjalnej stronie Jagiellonii Przemysław Mystkowski, strzelec jedynej bramki dla gości. Przyjezdni po meczu mogli być jednak niepocieszeni, bo nie dość, że mieli wątpliwości do rzutów karnych, to jeszcze w ofensywie byli znacznie bardziej aktywni od rywali. Długimi fragmentami przeważali i oddali dziewięć celnych uderzeń, przy dwóch gospodarzy. Jagiellonia. Bida: Powinniśmy wygrać 6-2 - Nie ma co mówić o rzutach karnych dla rywali. Powinniśmy stąd wyjechać z wynikiem 6-2, wówczas nikt nie miałby pretensji. Trzeba skupić się na sobie, a nie na tym, co robi sędzia. Te dwa karne nie musiały zadecydować o naszej przegranej, ponieważ stworzyliśmy mnóstwo okazji - uważa Bida, który przy bramce zanotował asystę. Spotkanie w Niecieczy były potyczką dwóch debiutujących trenerów. Pierwszy raz na ławce Jagiellonii siedział Piotr Nowak, a na ławce Bruk Betu - Radoslav Latal. - W pierwszej połowie mieliśmy niezłe fragmenty i dwie, trzy sytuacje, po których być może powinny paść bramki. W drugiej części, po wprowadzeniu rezerwowych, złapaliśmy rytm. I bez względu na rzuty karne dla gospodarzy, powinniśmy, przy takiej liczbie okazji, strzelić gole i przynajmniej zremisować - uważa Nowak. Andrzej Trubeha, napastnik gości: Karne dla Bruk-Bet Termaliki? Można powiedzieć, że sami sobie strzeliliśmy te gole. Będziemy to analizować i zobaczymy jak do tego doszło. Po porażce Jagiellonia zajmuje 11. miejsce w tabeli, Bruk-Bet Termalica cały czas jest ostatnia, ale do bezpiecznej strefy traci już tylko trzy punkty. PJ