W 28. kolejce PKO Ekstraklasy głośno mówiło się o sędziowskich kontrowersjach z meczu Raków Częstochowa - Legia Warszawa. Mocno dyskutowana była zwłaszcza interwencja VAR, po której anulowany został rzut karny. Decyzja sędziów była niezrozumiała i porównywalne zdziwienie mamy, oglądając powtórki z sytuacji z meczu Jagiellonia Białystok - Cracovia. Do wspomnianego zdarzenia doszło w 45. minucie spotkania, gdy w polu karnym Cracovii na murawę dosłownie padł Nene. Sędzia Paweł Raczkowski puścił grę dalej, lecz po chwili został wezwany do monitora VAR, gdyż Daniel Stefański zarekomendował mu ponowne obejrzenie sytuacji, w celu odgwizdania rzutu karnego. Doświadczony arbiter z Warszawy po obejrzeniu powtórek nie miał większych wątpliwości i wskazał na wapno dla Jagiellonii Białystok, co wywołało olbrzymie zdziwienie i dyskusje. Patrząc na powtórki widać, że Nene został delikatnie pchnięty przez Davida Olafssona i dodając dużo od siebie, upadł na murawę. Co ważne w tej sytuacji to fakt, że obaj zawodnicy nie walczyli o piłkę, a defensor "Pasów" - moim zdaniem - w dopuszczalny sposób, z niewielką siłą, pchnął rywala (jeśli w ogóle możemy nazwać to pchnięciem). Zgodnie z wytycznymi, rzuty karne powinny być jasne i klarowne. Co więcej, sędziowie coraz częściej zwracają uwagę na fakt wyolbrzymiania skutków przez zawodników. Nie ma cienia wątpliwości, że Nene dołożył bardzo dużo od siebie, gdyż pchnięcie było zbyt delikatne, aby spowodować upadek. Piłka nożna to sport kontaktowy, a zawodnicy bardzo często używają rąk, aby wygrać pozycję. Sędziowie wówczas muszą oceniać, czy siła pchnięcia była dopuszczalna, czy też nie. Trudno w tej sytuacji zrozumieć przede wszystkim interwencję VAR, a także fakt odgwizdania przewinienia, które skutkowało rzutem karnym. Czerwona kartka dla Jagiellonii wzbudziła dyskusje. Czy sędzia podjął słuszną decyzję? W pierwszej połowie spotkania doszło do jeszcze jednej ciekawej sytuacji, gdy już w 16. minucie Adrian Dieguez Grande obejrzał czerwoną kartkę. Sędzia Paweł Raczkowski uznał, że zawodnik Jagiellonii faulując Benjamina Kallmana, przerwał realną szasnę na zdobycie bramki (tzw. DOGSO). Decyzja arbitra wzbudziła wątpliwości, gdyż do przewinienia doszło na około 35-40. metrze. Patrząc jednak na dynamikę akcji, a także ustawienie obrońców, przyznać trzeba, że arbiter podjął prawidłową decyzję. Benjamin Kallman biegł w kierunku bramki, miał opanowaną piłkę i tak naprawdę przed sobą miał tylko bramkarza, gdyż najbliższy obrońca Jagiellonii znajdował się około 15 metrów od niego.