Początek wczorajszego meczu w ogóle nie wskazywał, że Jaga wyjedzie z Cichej z kompletem punktów, a co dopiero z czterema bramkami na koncie. Tak było aż do 45 minuty. - Czerwona kartka dla bramkarza Ruchu, karny i bramka dla nas sprawiły, że mecz potoczył się tak, a nie inaczej. Na pewno cieszymy się z tak efektownej wygranej i z tego, że na zero zagraliśmy z tyłu - podkreśla Wasiljew. Pomocnik reprezentacji Estonii, trzeci raz z rzędu wchodzi na boisko Ekstraklasy z ławki rezerwowych. - Dla mnie nie jest to żadnym problemem czy gram połówkę czy więcej. Mamy dość liczną i mocną kadrę, więc rozumiem, że trener daje pograć świeższym zawodnikom - podkreśla. W Chorzowie 31-letni rozgrywający "dobił" "Niebieskich". Wszedł na boisko w 46 minucie za Przemysława Mystkowskiego i asystował przy trafieniu Karola Mackiewicza na 2-0 i Przemysława Frankowskiego na 3-0. - Druga asysta była trochę przypadkowa, ale ważne, że padł z niej gol - cieszył się Wasiljew. Zupełnie odmienne nastroje w ekipie Ruchu. - Nie wyszedł nam ten mecz. W pierwszej połowie nie było jednak katastrofy. Mieliśmy grę pod kontrolą, a gdyby Maciek Iwański zdobył bramkę na 1-0, to kto wie, jak by się wszystko potoczyło. O wszystkim zdecydowały ostatnie sekundy pierwszej części i druga bramka dla rywala. Czy jesteśmy zmęczeni sezonem? Każdy zagrał tyle samo meczów, więc nie ma o czym mówić. My z jak najlepszej strony będziemy się chcieli pokazać w kolejnym spotkaniu - komentował rezerwowy golkiper "Niebieskich" Wojciech Skaba, który w 45 minucie, po czerwonej kartce dla Matusza Putnockiego, stanął między słupkami bramki chorzowian. Michał Zicharz, Chorzów