<a href="http://quizy.interia.pl/sport/quiz/wybierz-asow-i-cieniasow-jesieni-2010,487">Kliknij i wybierz Asów i Cieniasów jesieni 2010!</a> Jagiellonia jako jedyna w lidze wygrała wszystkie mecze na własnym boisku, a na wyjazdach z ośmiu dwa wygrała, trzy zremisowała i trzy przegrała (z Arką, Legią i Widzewem). Ze zdobyczą 30 pkt "Jaga" dzierży fotel lidera. <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/ekstraklasa/news/o-jadze-nie-wspominali-a-to-ona-jest-najblizej-tytulu,1566979">Podsumowanie rundy jesiennej Jagiellonii znajdziesz tu!</a> INTERIA.PL: Trener Bogusław Kaczmarek na łamach katowickiego "Sportu" zaatakował ostatnio szkoleniowców Ekstraklasy zarzucając im, że boją się ryzykować i nie promują polskiej młodzieży. Pan nie czuje się być wywołanym do tablicy? Michał Probierz, trener Jagiellonii: - Stojąc z boku zawsze się fajnie gada, ocenia innych. To zadanie prostsze. Ja uważam, że i tak tych młodych chłopaków wchodzi wielu, nie mniej niż np. młodych Niemców w Bundeslidze. Na całym świecie tak jest, że piłkarzy zagraniczni podnoszą rywalizację w danym kraju i z tym się trzeba pogodzić. Jeżeli jakiś młody zawodnik prezentuje wystarczająco wysokie umiejętności, to ja nie znam trenera, który by takiego piłkarza nie wystawił. Kto był dla pana największym odkryciem Ekstraklasy w 2010 roku? - Na pewno Grzesiek Sandomierski, Tomek Kupisz, Jankowski, można dodać jeszcze Kucharczyka. A poza tym nie było młodych godnych uwagi. Wbrew temu, że 34 procent wszystkich zawodników w lidze to obcokrajowcy, udaje się jeszcze wykreować młodych Polaków? - Byłoby z tym jeszcze lepiej, gdybyśmy mieli więcej meczów bez stawki, w których można sobie pozwolić na lansowanie młodego chłopaka. Gdybyśmy mieli w Ekstraklasie 18, albo nawet 20 zespołów, to można by sobie pozwolić na eksperymenty w spotkaniach z najsłabszymi rywalami. Na razie każdy mecz urasta do rangi "o życie", więc ciężko kogokolwiek niedoświadczonego wpuszczać i tak koło się zamyka. Wszedł jeszcze Kamil Drygas, może to nie jest jeszcze odkrycie, bo na razie za mało grał, ale zaznaczył swoją obecność. A Możdżeń? - Wszedł w jednym meczu, w którym rzeczywiście jego gra mogła zaimponować. Nie zapominajmy jednak, że to był jeden mecz. Jeżeli ktoś sobie wywalczy miejsce w podstawowym składzie, gra w większości meczów, to dopiero wtedy można go nazywać odkryciem. Skąd panu wpadł do głowy pomysł zakontraktowania Tomasza Kupisza? Wisła i Legia wydawały po około pół miliona euro na skrzydłowych (Kirm i Manu), którzy nie wyglądają lepiej od Tomka, który został sprowadzony za darmo. - Tomek Kupisz został nam polecony. Gdy tylko go zobaczyliśmy, ja i prezes Czarek Kulesza, od razu nam się spodobał. Po tym chłopaku od razu widać, że chce grać dobrze w piłkę. Oby tylko nie zmienił swojego podejścia i nadal tak pilnie pracował. Chciałby pan wzmocnić każdą linię - obronę, pomoc i atak, ale nie martwi pana fakt, że 21 na 22 bramki dla Jagiellonii zdobyło czterech zawodników - Frankowski, Grosicki, Burkhardt i Kupisz? Jesteście uzależnieni od tych liderów. - Ja tak na mój zespół nie patrzę. Po to oni grają, żeby strzelać bramki. Drużyna składa się z jednostek. Wyjmijmy Villę i Messiego z Barcelony, czy Kiełbowicza z Legii. Ale nie brakuje panu konkurencji w ataku Jagiellonii? - Dlaczego ma mi jej brakować, skoro zespół strzela bramki? Nie zamierzam się martwić na zapas. Co się stało, że zaczęliście wygrywać na wyjazdach? W tabeli "wyjazdowej" jesteście na piątym miejscu za Koroną, Legią, Wisłą i Śląskiem. Rok temu mieliście tylko jedno zwycięstwo na terenie przeciwnika. - Faktycznie, mieliśmy taki okres, że na boisku rywala szło nam jak po grudzie. Wyciągnęliśmy wnioski i teraz mogę uznać za pozytyw fakt, że z ośmiu meczów wyjazdowych wygraliśmy dwa, trzy zremisowaliśmy, ale też trzeba było przełknąć gorycz po trzech porażkach. Na pewno najbardziej gorzki smak miała przegrana w Gdyni na Arce, gdzie mieliśmy niemało sytuacji bramkowych, do tego doszły trzy-cztery kontrowersyjne sytuacje. W Warszawie, na Legii wynik meczu do samego końca był sprawą otwartą, a Widzew... ten mecz najchętniej pozostawiłbym bez komentarza (1-4). Takie mecze się po prostu zdarzają, że rywalowi wszystko wpada do siatki. Trzeba umieć przyjąć taki cios i pozbierać się po nim. Spośród zremisowanych wyjazdów wygrać powinniśmy w Kielcach na Koronie, gdzie graliśmy bardzo dobrze, a bramkę na 1-1 straciliśmy w 86. minucie. Owszem, Korona walczyła - tego nie można jej odmówić, ale my mieliśmy o wiele więcej dogodnych sytuacji, wręcz masę! Zespół mierzący wysoko nie ma prawa takiego meczu nie wygrać. Mieliście pecha, bo dwa punkty odebrała wam bramka po "strzale życia" Aleksandara Vukovicia. - Faktycznie, piękny to był gol, z przyjemnością się go ogląda. Nie boi się pan, że wiosna może być dla was gorsza, bo teraz już nikt wam nie odpuści. Będzie obowiązywała zasada "bij mistrza", mistrza jesieni! - Ale niech mi pan powie, czy Legii, Wiśle i Lechowi wszyscy będą odpuszczać? Na pewno nie. - No właśnie. Bojowe nastawienie rywala w meczach z liderem jest rzeczą normalną. Wszyscy w lidze będą walczyć o punkty, jak o swoje. Ja spokojnie do tego podchodzę. Zdajemy sobie sprawę z tego, że będzie ciężko, bo nie ma lekkich sezonów, ale czym mamy się martwić, jak przechodziliśmy już przez takie chwile, jak wydobywanie się z ujemnych dziesięciu punktów rok temu. W porównaniu z tamtym okresem, obecny jest przyjemnością! Inny trener młodego pokolenia, Marcin Sasal z Korony ma tylko o pięć punktów mniej od was, ale na każdym kroku podkreśla, że na razie jego celem jest utrzymanie się w lidze, a do tego jest potrzebne zdobycie 30 pkt (Korona ma na razie 25 "oczek"). Pan od początku bez ogródek mówił, że idziecie na mistrza. - No bo czego mamy się obawiać? Presja na zawodnikach będzie zawsze spoczywała, oni muszą się nauczyć z nią żyć. Zależało mi od samego początku, że jeżeli już gramy, to żebyśmy mieli presję i żeby nie było takiej sytuacji, że nagle się obudzimy w środku sezonu i dopiero się wtedy zrobi presja, bo na przykład niepotrzebnie nagubiliśmy punktów. Zdawałem sobie sprawę z tego, na co nas stać. Najważniejsze, abyśmy krok po kroku udowadniali swoją wartość, a piłkarze nabierali wiary w siebie. Czy prezes Kulesza dał panu zapewnienie, że na wiosnę, gdy będzie się rozstrzygała batalia o mistrzostwo, będziecie mocniejsi, a nie słabsi kadrowo? Trener Smuda doradzał w wywiadzie dla INTERIA.PL Kamilowi Grosickiemu, aby nie spieszył się z wyjazdem za granicę, bo w Jagiellonii rozwija się dobrze. - Wszystko zależy od finansów i bardzo ciężko jest ... Ja rozumiem też działaczy. Na pewno zrobimy wszystko, co się da. Najlepszych zawodników, jakich mamy postaramy się zatrzymać, tak samo jak spróbujemy zakontraktować piłkarzy, których mamy na oku. Jeżeli coś się nie powiedzie, to będziemy się starali zdobywać punkty grając tym składem, który mieć będziemy. Dopiero gdy będę wiedział, kim dysponuje, to pod kątem tych zawodników dopasuję taktykę i spokojnie się przygotujemy. Gdzie będziecie się przygotowywać do wiosny? - W Gutowie Małym pod Łodzią i w Turcji. W Polsce rozegramy sparingi z zespołami polskimi niższych, a w Turcji mam nadzieję mieć mocnych sparingpartnerów. Występując z pozycji lidera polskiej ligi łatwiej będzie o znalezienie takich. W zimowych przygotowaniach cała sztuka polega na tym, aby przy pracy nad siłą i wytrzymałością nie zabić szybkości. Jak pan zamierza sobie z tym poradzić? - W przygotowaniach fizycznych pomaga mi jedna osoba, której personaliów nie chcę zdradzać. Gdy zachodzi potrzeba, to korzystamy z pomocy fizjologów z katowickiej AWF. W tym wszystkim najbardziej bawi mnie fakt, że w polskich mediach często słychać o tym, że jeden, czy drugi zespół jest źle przygotowany. Na Zachodzie nie spotkałem się z czymś takim. Dobre przygotowanie fizyczne jest obowiązkiem zawodowego piłkarza. Czytał pan, żeby Mourinho, czy Ferguson narzekali na to, jak zespół jest przygotowany? Nie, ale my zawsze wyprzedzamy wszystkich i chcemy być mądrzejsi, wszystkich pouczać. Tymczasem w kwestii mentalności jesteśmy z tyłu i to bardzo daleko.