Był to mecz drużyn, które w poprzednim sezonie zostały mistrzami swoich lig. Jagiellonia wygrała zmagania w PKO Ekstraklasie i po raz pierwszy w swojej ponad 100-letniej historii została mistrzem Polski, a Lechia okazała się najlepsza w Betclic I Lidze, dzięki czemu po roku przerwy wróciła do rywalizacji w elicie. Na początku aktualnych rozgrywek można było dostrzec lekkie turbulencje - zarówno w szeregach białostoczan (wyprzedaż kilku gwiazd i łączenie ligi z europejskimi pucharami), jak i gdańszczan (beniaminek, zwłaszcza z problemami organizacyjnymi, nigdy nie ma łatwo). PKO Ekstraklasa. Dwa ciosy. Silva rozpoczął, Viunnyk odpowiedział Gdy mistrz podejmuje beniaminka, to zazwyczaj faworyt może być tylko jeden i nie inaczej było dziś w Białymstoku. Mimo to Jagiellonia musiała pamiętać o tym, że Lechia przyjechała do stolicy Podlasia po dwóch zwycięstwach z rzędu, które poprawiły położenie podopiecznych trenera Szymona Grabowskiego w tabeli. Biało-Zieloni przystąpili do meczu ze strefy spadkowej, ale już nie z ostatniego miejsca. Zespół Adriana Siemieńca ruszył od pierwszych sekund. W pierwszej akcji Kristoffer Hansen przewrócił się w "szesnastce" gości, jednak sędzia pewnym gestem nakazał grać dalej.30-letni Norweg nie zgadzał się z decyzją arbitra, ostentacyjnie wymachując rękoma. Szybko wziął się za wykonywanie swoich obowiązków, bo w kolejnych minutach zagrażał bramce Szymona Weiraucha. W 13. minucie "Jaga" objęła prowadzenie po trafieniu Tomasa Silvy. Łatwo na prawej stronie dał się ograć Dominik Piła, stoperzy też nie przeszkodzili mistrzom Polski i Portugalczyk strzałem w prawy róg pokonał młodego polskiego bramkarza. Weirauch, bohater poprzedniego meczu z Radomiakiem Radom, tym razem się nie popisał. 20-latek musnął piłkę, lecz nie zmienił jej kierunku i chwilę później zatrzepotała w siatce. Lechia się nie posypała, wręcz przeciwnie - na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Trzy minuty po stracie gola Biało-Zieloni przeprowadzili akcję meczu. Szybka i dokładna wymiana podań zakończyła się strzałem Bogdana Viunnyka do pustej bramki. Ukrainiec nie mógł spudłować, gdańszczanie wyrównali naprawdę spektakularnie. W dalszej fazie pierwszej połowy groźniejsza była Lechia, co mogło zaskakiwać białostocką publiczność. W dalszej fazie pierwszej połowy groźniejsza była Lechia, co mogło zaskakiwać białostocką publiczność. Strzały po pierwszych 45 minutach rozkładały się mniej więcej po równo, ale ekipa znad morza miała więcej celnych i wyraźnie wyższy współczynnik xG. Na sam koniec zespoły stworzyły sobie po jednej dobrej szansie. Strzał Jarosława Kubickiego, byłego piłkarza Lechii, został jednak zablokowany przez Rifeta Kapicia. Kilkanaście sekund później Camilo Mena, z kolei były piłkarz Jagiellonii, trafił piłką w stojącego w bramce Sławomira Abramowicza, który miał kilka kluczowych interwencji. Niespodziewanie to golkiper wyłaniał się na bohatera mistrzów Polski. Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk 3:2. Cztery minuty wstrząsnęły beniaminkiem Jakość ofensywnych piłkarzy Jagiellonii co jakiś czas powodowała zagrożenie pod polem karnym Lechii, natomiast formacja defensywna beniaminka - tylko do czasu - bardzo dobrze sobie radziła, a gdy się pogubiła, to Weirauch odkupił swoje winy z pierwszej połowy (fantastyczna interwencja w 56. minucie po uderzeniu Hansena). Gdańszczanie nie zadowalali się remisem, szybkimi podaniami często niepokoili fanów gospodarzy. W 59. minucie Maksym Khlan zdobył swojego pierwszego gola na boiskach Ekstraklasy, wyprowadzając gości na sensacyjne prowadzenie 2:1.Jaga dość szybko próbowała zamknąć Lechię w swoim polu karnym. Piłkarze beniaminka wyprowadzali jednak błyskawiczne kontry, gol na 3:1 wisiał w powietrzu, ale brakowało dokładności. Jeszcze przed ostatnim kwadransem cztery minuty wstrząsnęły Lechią. W 72. minucie Jesus Imaz wyrównał stan meczu na 2:2, a w 76. minucie bezbłędnie rzut karny (Bujar Pllana zagrał ręką) wykonał Mateusz Skrzypczak. Tym samym z 1:2, zrobiło się 3:2 dla drużyny z Białegostoku.Było to ostatnie trafienie w tym emocjonującym spotkaniu. Jagiellonia w końcówce próbowała podwyższyć stan meczu, ale nie robiła tego za wszelką cenę. Pogubiona Lechia nie zdołała stworzyć sobie żadnej dogodnej okazji i nie odpowiedziała już za dwa zabójcze ciosy gospodarzy. Gdańszczanie wracają do domu bez punktów, lecz z... niedosytem.