To był bardzo długi dzień również dla nas. Mieliśmy przeczucie, że Jagiellonia wytrzyma napięcie i około godziny 12:00 (na ponad pięć godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego Pawła Raczkowskiego) zameldowaliśmy się w Białymstoku. Drogę z Dworca PKS na stadion przy ulicy Słonecznej pokonaliśmy pieszo, aby wczuć się w atmosferę wielkiego piłkarskiego święta.Mecz Jagiellonia Białystok - Warta Poznań z trybun obejrzało ponad 22 tysiące widzów (22 021). Był komplet, bilety na to wydarzenie sprzedawały się jak świeże bułeczki. Niestety nie dla wszystkich ich starczyło, więc liczne grono kibiców musiało zadowolić się... alternatywą w postaci telebimu na Rynku Kościuszki. Akurat jak tam się pojawiliśmy, to trwały przygotowania. PKO Ekstraklasa. Jagiellonia Białystok mistrzem Polski! Wielka radość na Podlasiu W centrum Białegostoku pojawiliśmy się przed godziną 13:00. Im bliżej Rynku Kościuszki, tym więcej ludzi było ubranych w żółto-czerwone koszulki. - Jaga! Jaga! Jagiellonia! Nadszedł ten dzień! - krzyczeli, wprawiając się w meczowy nastrój. Przed sportowymi emocjami kibice z Podlasia odwiedzili restauracje (zjedli obiady) i puby (wypili kilka piw). Dosłownie co chwilę ich spotykaliśmy. - Będzie dobrze, tego już nie wypuścimy - rzucił jeden z nich.Mając świadomość licznych atrakcji przygotowanych przez Jagiellonię dość wcześnie, bo już po godzinie 13:00, udaliśmy się w kierunku stadionu. To samo zrobiły tysiące kibiców. Niektórzy kilometry pokonali pieszo, inni z koszulkami i szalikami pakowali się do autobusów, a jeszcze inni podróżowali boltami, otwierając okna i wymachując do przechodniów szalikami. Całe miasto dążyło do jednego celu, jakim był tytuł mistrza Polski.Pod stadionem z minuty na minutę gromadziło się coraz więcej osób - od malutkich dzieci do kobiet i mężczyzn na emeryturze. Kilka pokoleń mieszkańców Białegostoku postanowiło trzymać kciuki i wspierać Dumę Podlasia. - Nigdy czegoś takiego nie przeżywałem. Musimy tego dokonać - mówił pan w zaawansowanym wieku.Piękny obiekt został zapełniony błyskawicznie przez obawy kibiców o zatory przed bramą wejściową. Kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego fanów rozgrzał m.in. Zenek Martyniuk, później zrobili to piłkarze (trzy gole w 26 minut zamknęły emocje w walce o tytuł). Od tego momentu zaczęło się odliczanie do fety. Kilkukrotnie spiker uprzedzał, prosił kibiców o niewbieganie na płytę boiska, by uniknąć kar i zniszczeń. Po końcowym gwizdku oznaczającym historyczny moment tysiące kibiców nie wytrzymało i mimo próśb wbiegło na murawę wyściskać piłkarzy i sztab szkoleniowy Jagiellonii. Ceremonia zwycięzców opóźniała się, ponieważ szczęśliwi kibice długo nie potrafili oddalić się od sceny, na którą wchodzili piłkarze, działacze i członkowie sztabu szkoleniowego - w skrócie architekci sukcesu. Po kilkunastu minutach to się udało i w pięknej scenerii kapitan drużyny Taras Romanczuk podniósł puchar. W Białymstoku cieszyli się już ze zdobycia Pucharu Polski oraz Superpucharu Polski, ale w lidze do dwóch drugich miejsc dorzucili to, o czym marzyli od zawsze - mistrzostwo kraju. Stadion eksplodował z radości. Adrian Siemieniec, trener Jagiellonii Białystok przemówił po wielkim sukcesie - Chciałbym rozpocząć od podziękowań. Nie chciałbym nikogo pominąć, ale przede wszystkim wielkie podziękowania dla mojej żony i dla mojej rodziny, bo wiele dla mnie poświęcają, wiele wspólnie przeżyliśmy. To nasza wspólna nagroda, niesamowicie się cieszę. Wielkie podziękowania i gratulacje dla drużyny i dla sztabu szkoleniowego. Ci ludzie w tym roku dokonali nieprawdopodobnej rzeczy. Mieli w sobie odwagę, pasję, spokój i konsekwencję. Do końca wierzyli, że jesteśmy w stanie to zrobić - rozpoczął na pomeczowej konferencji prasowej trener Adrian Siemieniec, który poprowadził "Jagę" do tytułu w wieku 32 lat!- Oczywiście podziękowania w stronę naszej rady nadzorczej, akcjonariuszy, prezesa, dyrektora sportowego. Nie sposób nie wspomnieć, że więcej osób zadecydowało, że pojawiłem się na tym stanowisku, ale Łukasz (Masłowski - dop. red.) niewątpliwie uwierzył w miłego, sympatycznego i skromnego trenera z rezerw Jagiellonii, który nie osiągał specjalnie wybitnych wyników, ale widocznie miałem coś takiego w sobie, że mi zaufał i przekonał ludzi w klubie, że warto dać mi szansę. Wszyscy z tej okazji możemy teraz świętować. Podziękowania też dla kibiców. Przyjechałem do Białegostoku w 2017 roku. Przeżyłem tutaj wiele momentów - bardzo fajnych i tych słabszych. Wiem, co dla nich znaczy Jagiellonia i pierwsze historyczne mistrzostwo Polski - dodał.Oprócz Siemieńca na pytania dziennikarzy na konferencji odpowiadali: Taras Romanczuk oraz Dominik Marczuk. W pewnym momencie Ukrainiec z polskim paszportem rzucił do nich: Odpuście już nam. Chcemy iść świętować, jechać do kibiców, a wiem, że macie jeszcze mnóstwo pytań. Już nie pytajcie - zażartował Romanczuk reprezentujący Jagiellonię od 2014 roku.Następnie wszyscy przenieśli się na Plac Kościuszki, gdzie była zaplanowana i przygotowana feta.