W PKO BP Ekstraklasie dawno nie było tak zwariowanego sezonu, jak ten zakończony zaledwie kilka tygodni temu. Drużyny z czołówki traciły punkty jak na zawołanie, co doprowadziło do tego, że nowego mistrza wyłoniono dopiero w ostatniej kolejce. Po tym jak z gry o złoto wypadli piłkarze Lecha Poznań, Pogoni Szczecin czy Legii Warszawa, na placu boju w korespondencyjnej walce pozostali Śląsk Wrocław oraz Jagiellonia Białystok. Ci drudzy mieli komfortową sytuację, wystarczyło pokonać u siebie Wartę Poznań. Tak też się stało. Podopieczni Adriana Siemieńca wygrali aż 3:0 i historyczny pierwszy tytuł stał się faktem. Było nerwowe wyczekiwanie, ale wszystko się udało Triumf w PKO BP Ekstraklasie to szereg przywilejów. Jednym z nich jest udział w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Dopiero niedawno został zresztą potwierdzony udział ekipy z Podlasia w drugiej rundzie. Chodziło o komplikacje związane z położeniem stadionu w dużej odległości od najbliższego lotniska. Kibice nerwowo wyczekiwali na jakikolwiek komunikat, lecz na szczęście odetchnęli z ulgą. "Zrobił się wokół tej sprawy, jak widać, niepotrzebny szum. W raporcie inspektorzy wskazali pewne rozbieżności, między tym, co powinno być zapewnione podczas meczów UEFA, a co obecnie na stadionie się znajduje" - uspokoił Wojciech Pertkiewicz w rozmowie z TVP Sport. W środę działacz z dumą śledził przebieg uroczystego losowania. Jagiellonia mogła trafić zarówno na dużo silniejszego przeciwnika, jak i drużynę będącą w jej zasięgu. Po godzinie 12:00 dowiedzieliśmy się, że los połączył Polaków z ze zwycięzcą pary FK Poniewież - HJK Helsinki. Na pierwszy pojedynek trzeba poczekać do 23 lub 24 lipca. Rewanż tydzień później w Białymstoku. Wymienieni jako pierwsi Litwini są co prawda aktualnymi mistrzami, lecz w obecnie trwających rozgrywkach plasują się dopiero na dziewiątym miejscu w tabeli. Finowie zaś zajmują najniższy stopnień podium i do liderów z Kuopio tracą zaledwie trzy "oczka". Jagiellonia chyba lepiej trafić nie mogła.