Jagiellonia nie wygrała żadnego z sześciu ostatnich spotkań w lidze i Pucharze Polski, posada jej trenera Ireneusza Mamrota nie była, delikatnie mówiąc, najpewniejsza. A teraz do Białegostoku przyjechał niepokonany Lech, na dodatek opromieniony rozbiciem Wisły Kraków aż 5-0. Po raz kolejny jednak okazało się, że Podlasie to dla "Kolejorza" ziemia przeklęta. Nie wygrał tam już od ośmiu lat, to było jedenaste spotkanie z rzędu bez radości z trzech punktów. Jagiellonie się broniła, Lech był nieskuteczny Pierwsza połowa nie wskazywała jednak na to, że Lech może mieć problemy ze zdobyciem trzech punktów. Poznaniacy od początku atakowali wysokim pressingiem - bardzo skutecznie, odzyskiwali większość piłek po pierwszym czy drugim zagraniu rywali. Jagiellonia w ataku niemal nie istniała, broniła się całym zespołem przed swoim polem karnym. Robiła to jednak skutecznie, a trzeba też przyznać, że Mamrot trafił z ustawieniem defensywy, w której zabrakło Błażeja Augustyna. Gospodarze biegali blisko siebie, dobrze ustawieniem kierował Michał Pazdan. Lech stwarzał sytuacje, ale nie miał ich tyle co w starciu z Wisłą. Ba, poznaniacy mieli problem z trafieniem w bramkę Pavelsa Šteinborsa. Udało się to jedynie w dwukrotnie Joao Amaralowi (ten strzał z 14. minuty dobił skutecznie Mikael Ishak, ale był na spalonym). Poza tym - same pudła. Te największe w wykonaniu Adriela Ba Loua w 20. minucie, Amarala w 37. minucie oraz Karlstroema tuż przed przerwą. Jagiellonia bardzo długo nie mogła oddać strzału na bramkę Filipa Bednarka, a nawet dostać się w okolice jego pola karnego. Za to jak już przeprowadziła kontratak, to zapachniało golem. W 36. minucie Přikryl dośrodkował z prawego skrzydła, a akcję na dwunastym metrze - stojąc tyłem - zamknął Fedor Černych. Piłka minęła o centymetry słupek. W 43. minucie Jesus Imaz, który w tym meczu harował także w defensywie, znalazł się sam na sam z Bednarkiem, ale bramkarz gości wyszedł z tego obronną ręką. Mógł być w tej sytuacji spalony, ale ponieważ gola i tak nie było, VAR nie interweniował. Jagiellonia - Lech. Błąd Salamona po przerwie Druga połowa była już zupełnie inna - to gospodarze od początku zaczęli grać odważniej, nie bali się atakować Lecha już na jego połowie. Dużo dała zmiana Karola Struskiego, który spisał się o wiele lepiej niż inny młodzieżowiec Krzysztof Toporkiewicz. Lech zaczął się gubić, a jeśli taktycznie się wycofał, by próbować szybkiej gry z kontry, to się pomylił. Trudno mu było przeprowadzić jakąś akcję w ogóle zakończoną strzałem. Losy meczu rozstrzygnęły się w 71. minucie, gdy po dalekim zagraniu za linię obrony błąd popełnił cofający się Bartosz Salamon. Stoper Lecha strącił piłkę wprost pod nogi Imaza, który z prezentu skorzystał. Skorża rzucił wszystkie siły do ataku, za rozegranie wziął się Pedro Tiba, dołączyli do niego Dani Ramirez czy drugi napastnik Artur Sobiech, ale Lech wyrównać już nie zdołał. Choć miał ku temu idealną szansę - w 89. minucie Ramirez dośrodkował w pole karne, Ishak zagrał głową, a Filip Marchwiński z bliska nie trafił w bramkę. I w efekcie Lech po raz pierwszy w tym sezonie zszedł z boiska pokonany, choć pozycję lidera nadal zachowa. Jagiellonia Białystok - Lech Poznań 1-0 (0-0) Bramka: 1-0 Jesus Imaz 71. Jagiellonia: Šteinbors - Pazdan, Tiru, Puerto - Přikryl (90. +4 Bida), Pospíšil, Toporkiewicz 46. Struski), Romanczuk Ż, Nastić - Imaz (89. Tabiś), Černych (67. Żyro). Lech: Bednarek - Pereira, Šatka, Salamon, Rebocho - Karlstroem Ż (82. Ramirez Ż), Kwekweskiri (65. Tiba) - Ba Loua (82. Sobiech), Amaral (87. Marchwiński), Kamiński (65. Skóraś) - Ishak. Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów: 6779. Andrzej Grupa