Gdy w 2012 r. obejmował Wisłę Kraków, nie znaliśmy się. To znaczy ja kojarzyłem go z konferencji innych klubów, on mnie wcale. Przynajmniej tam mi się wydawało. Pierwszy wywiad, umówiony w poniedziałek na godzinę 10. Tradycyjne przywitanie, przynajmniej takie miało być. - Dzień dobry, Piotr Jawor. Fajnie, że znalazł Pan cza... - Nie ma sprawy, choć uważa mnie Pan za człowieka zdolnego, ale który jeszcze wielkich sukcesów w ligowej piłce nie osiągnął. W porządku, pana opinia. Wiem, że lubi pan ostre sądy, ale już kilku takich dziennikarzy spotkałem. Nie ma problemu, bylebyśmy się szanowali. Bo wie pan... Probierz nawija, ciężko wejść mu w słowo. Przygotował się - kim jestem, co piszę, a z rana zdążył jeszcze skoczyć po gazetę i przeczytać mój tekst. Wiem od pracowników Wisły, że w taki sposób prześwietlił wszystkich dziennikarzy. Bo już taki jest - chce wiedzieć, z kim będzie miał do czynienia. Skoro więc tak przygotowywał się na dziennikarzy, to wyobraźcie sobie jak analizuje przeciwników... Testowanie dziennikarzy Zagraniczne zgrupowanie. Przywitanie, ustalanie zasad współpracy. - Panie redaktorze, a podbije pan piłkę chociaż 10 razy? Da pan radę? - zagaduje Probierz i już w powietrzu unosi się tak lubiana przez niego nutka rywalizacji. Puszcza szelmowski uśmiech i wnikliwie liczy każde kopnięcie. A znając Probierza, to pewnie przyglądał się ułożeniu stopy, pracy nogi postawnej i koślawej koordynacji poszczególnych części ciała. W końcu dla niego grunt to poznać przeciwnika. Jeden z treningów. Probierz zaczyna szlifować schematy rozgrywania stałych fragmentów gry i w momencie przerywa głośnym okrzykiem. - Teraz nie robić żadnych zdjęć i żadnego wideo! - przestrzega fotoreporterów, bo w końcu z jego zajęć do konkurencji nic ważnego nie może wypłynąć. - To jeszcze nic. Chwilę po objęciu Wisły zebrał wszystkich chłopców od podawania piłek i dokładnie instruował ich komu, kiedy i w jakim tempie należy podawać futbolówkę w zależności od fazy meczu. U niego wszystko musi być dopięte na ostatni guzik - opowiadał jeden z pracowników Wisły. Ale Probierz potrafi być też męczący, bo daje się wciągać w teorie spiskowe (kto wie, może w niektórych jest coś prawdy?). Kibice znają tę o faworyzowaniu Legii, za to mnie Probierz zagadnął: "Wiem, że nie lubi pan Wisły, bo jest pan fanatycznym kibicem Cracovii". I na nic tłumaczenia, że nie pochodzę z Krakowa, że nie mam tu sympatii kibicowskich, że pod Wawelem nie warto dzielić wszystkich ludzi na kibiców Cracovii i kibiców Wisły. Probierz coś gdzieś usłyszał, pasowało mu to do teorii i już swoje wiedział. Bezcenny honor I mimo że uważam go za tropiciela spisków, który niepotrzebnie zaprząta sobie głowę zbędnymi informacjami, to da się go lubić. Może to dzięki kolegom po fachu, którzy znają go lepiej i uważają, że to sympatyczny i nieszkodliwy miłośnik rywalizacji. A może dzięki temu, że z Wisłą pożegnał się z klasą - gdy części zawodników pomyliło się kto jest szefem, a kto pracownikiem i doprowadzili do zwolnienia Probierza, ten zachował się honorowo i nie wziął od klubu ani złotówki, która należała mu się z racji rozwiązania umowy. Jaki by nie był, po wicemistrzostwie Polski z Jagiellonią nikt już mu nie napisze, że jest trenerem bez wielkich sukcesów. Przynajmniej ten problem Probierz ma już z głowy. Autor: Piotr Jawor