Maciej Słomiński, Interia: Dorastałeś w Białymstoku w latach 80. Wchodząca do Ekstraklasy Jagiellonia miała wówczas najliczniejszą publikę w kraju. Czy to wtedy zaraziłeś się piłką nożną? Robert Speichler: - Muszę cię rozczarować, ale nie. Mieszkałem na osiedlu, na którym pełno było kibiców, ale nie byłem częstym bywalcem stadionu Gwardii, na którym grała Jagiellonia. Wujek zabrał mnie na jeden mecz, pamiętna zadyma z milicją, gdy Jagiellonia grała z Wisłą Kraków. Wspólna walka z mundurowymi zacieśniła na trwałe więzy między kibicami obu klubów. Dziś Jagiellonia jest stabilnym klubem czołówki Ekstraklasy, ale ty jako młody zawodnik grałeś na poziomie IV ligi. Aż tak nisko upadła wtedy "Duma Podlasia". - To były skomplikowane czasy. W Jagiellonii wszystko padło, ze szkoleniem na czele i nasi rodzice nie widząc żadnych perspektyw dla dzieci z roczników 1978-80 utworzyli Miejski Ośrodek Szkolenia Piłkarskiego. Gdy weszliśmy w wiek seniora ławą przeszliśmy do klubu KP Wasilków Wersal Podlaski. Zaraz, zaraz. Szkolenie w "Jadze" kulało? Przecież wychowankami tego klubu są Tomasz Frankowski, Mariusz Piekarski, Marek Citko, Jacek Chańko. - To wszystko rocznik 1974, piłkarze starsi od nas. Mieli to szczęście, że załapali się na I-ligową "Jagę". Ówczesne władze puściły tych chłopaków w świat, szkoda, że Jagiellonia nic z tego nie miała. Klub kompletnie podupadł. Był taki mecz w IV lidze, gdy "Jaga" przegrała z Mazurem Karczew 1-6. To ledwie nieco ponad dwie dekady temu. - Na szczęście doszło do fuzji Wersalu Podlaskiego z Jagiellonią. Wersal Podlaski (dziś to firma nazywa się Yuniversal) to byli ludzie, którzy zarobili pieniądze w USA, dziś byśmy powiedzieli - deweloperzy. Wybudowali m.in. Apartamenty Jagiellońskie w okolicy starego stadionu przy ulicy Jurowieckiej. Dostrzegli potencjał "Jagi" i w nią zainwestowali. Nie od dziś wiadomo, że społeczeństwo w Białymstoku jest ofiarne. - Przyszły kolejne awanse, pieniędzy wielkich nie było, graliśmy z pasji. W IV lidze nieraz za bramką pasły się krowy, a na trybunach przygrywali na harmoszce przeróżni muzykanci. Lokalny folklor. Chciałem zadać dyżurne pytanie o gorsze traktowanie wychowanków, ale wyście grali składem prawie całkowicie lokalnym. - Zmieniło się to dopiero, gdy do drugoligowej "Jagi" przyszedł trener Wojciech Łazarek, ze sobą ściągnął armię zaciężną. Niektórzy z nich dostali mieszkania. Nic to nie dało, bo zaraz wróciliśmy na trzeci front. Nie poznałem tego trenera, z miejsca zostałem wypożyczony do Hetmana Białystok. Miałeś do czynienia również z innym selekcjonerem. - Gdy II-ligową "Jagę" prowadził Adam Nawałka, bardzo dojrzałem piłkarsko. Zrozumiałem pewne elementy taktyczne, to był konik tego szkoleniowca. Od pierwszego dnia było czuć profesjonalizm i charyzmę. Wreszcie upragniony awans do Ekstraklasy w 2007 roku, ale tobie nie dane było zagrać na najwyższym poziomie w barwach macierzystego klubu. - Życie składa się z decyzji, a ja podjąłem wtedy złą. 1,5 roku wcześniej klub proponował mi przedłużenie kontraktu, ale odmówiłem namówiony przez menedżera, który obiecywał, że umowa wygaśnie, a on znajdzie mi klub w Rosji, Portugalii, czy bóg wie gdzie. W efekcie trenerzy zaczęli stawiać na ściągniętego z Łomży, Mariusza Marczaka. A ja zostałem bez kontraktu i na lodzie.