4 czerwca 1972 roku na stadionie ŁKS-u odbył się mecz, który zachwycił wszystkich mających szczęście go oglądać. Między kibicami Górnika i Legii nie było wrogości Zmierzyły się w nim dwa zespoły, które w ówczesnej Polsce najbardziej rozpalały kibicowskie namiętności. Dwa lata wcześniej zarówno Górnik jak i Legia rewelacyjnie zaprezentowały się w europejskich pucharach: zabrzanie doszli do finału PEZP, a legioniści - do półfinału PEMK. W obu zespołach pokazali się fantastyczni gracze, ale jeden przerósł wszystkich - to był genialny mecz Włodzimierza Lubańskiego. Zdumiewające rzeczy działy się nie tylko na murawie, ale i trybunach. Mimo że Warszawa jest bliżej Łodzi niż Zabrze dwie trzecie trybun zajmowali kibice Górnika. Fanów z Zabrza było mniej niż tych ze stolicy, ale kibice z Łodzi kibicowali Ślązakom. Z dzisiejszego punktu widzenia zaskakujące było jednak co innego: obecnie fani obu drużyn się nie znoszą. Wtedy siedzieli wymieszani razem i nie było między nimi wrogości! Finał A.D.1972: "oddzielna i zgoła wyjątkowa karta" - Byłem na tym meczu i byłem zachwycony jego poziomem. Nigdy w życiu nie widziałem lepszego meczu w Polsce - podkreśla mi komentator radiowy Tomasz Zimoch. "Trudno klasyfikować wartość tego meczu, jest absolutnie pewne, że w historii finałów stanowi on oddzielną i zgoła wyjątkową kartę. Nie tylko że względu na rekordową liczbę bramek, nie tylko na uwagę swoisty klimat tego meczu, ale przede wszystkim dzięki przebiegowi walki. Nie wiem dlaczego nieprzerwanie cisnęło mi się porównanie z dramaturgią ringów bokserskich. Tak jak w wielkim pojedynku mistrzów rękawicy, dwukrotnie powalony na matę pięściarz zrywał się do kontrnatarcia, by w ostatniej rundzie... Nie, to już nie wytrzymuje porównania. W tym meczu Legia nie została znokautowana, chociaż mógłby to sugerować końcowy cyfrowy rezultat. Zważmy, że nawet po stracie piątej bramki Deyna usiłował skonstruować kontrnatarcie by - jeżeli już nie poprawić wynik - choćby dotrzymać do ostatniej sekundy pola przeciwnikowi" - pisał zachwycony reporter "Sportu". I... miał rację! Przerósł wszystkich: Włodzimierz Lubański superstar! Mecz zaczyna się świetnie dla Legii: w 8. minucie rzut wolny, źle ustawiony mur zabrzan, mocny strzał Władysława Stachurskiego i skuteczna dobitka Roberta Gadochy. Warszawiacy cieszą się prowadzeniem trochę ponad kwadrans: "strzeżony jak źrenice w oczach Lubański wyprowadził w pole swych aniołów stróżów, chociaż zgubił po drodze piłkę, przecież ją odzyskał i w 25 minucie walka rozgorzała na nowo." CZYTAJ TAKŻE: Japoński bramkarz zdumiał kibiców. "Co to za dziwadło" Przed przerwą Legia znowu wyszła na prowadzenie dzięki Gadosze - strzelił w słupek, piłka odbiła się i wpadła do siatki. Zaraz potem Górnik powinien wyrównać: "w 31 minucie Lubański już rwał na pole karne i miał przed sobą przerażonego Mowlika, gdy nagle Niedziółka złapał go po wpół, a gdy i z tego zapaśniczego chwytu Włodek się uwolnił pozostała tylko próba zdarcia mu spodenek. Tę czynność przerwał gwizdek sędziego." W drugiej połowie Lubański nadal szalał. "To on wygrał mecz dla swej drużyny i jakby wysoko nie cenić pomoc kolegów, przecież nie da się zaprzeczyć, że musiał sam zdobyć piłkę, sam omamić przeciwnika i sam strzelać w sposób, od którego prawdopodobnie Mowlikowi włosy stawały dęba." Dwadzieścia minut po przerwie Lubański "ograł bezlitośnie linie defensywne warszawian i już było 2:2". Finisz był tak miażdzący, jak mdławy zdawał się początek walki W ostatnich dziesięciu minutach strzelał już tylko Górnik. Dwie bramki wbił Lubański, jedną - Zyga Szołtysik. Szczególnie wspaniała była ostatnia bramka - zdobyta przez Lubańskiego bezpośrednio z rzutu wolnego. "Powinna ona stanowić wzorzec dla naszych szkoleniowców". "Jakaż ręka reżysera mogła wyczarować równie efektowny spektakl, trzymający nie przerwanie 30 000 rozgorączkowanych kibiców w temperaturze wrzenia. Gdyby to nam przedstawiono w każdej innej poza rzeczywistą wersji, zapewne wzruszylibyśmy ramionami sceptycznie mrucząc, że przerysowane, że sztuczne. A to autentyczna prawda" - pisał, uderzając w patetyczne tony reporter. I jeszcze: "Finisz był tak miażdżący, jak mdławy zdawał się początek walki". *** 4 czerwca 1972 roku , stadion ŁKS-u Łódź Górnik Zabrze - Legia Warszawa 5-2 (1-2) Bramki: 0-1 Gadocha (3.), 1-1 Lubański (26.), 1-2 Gadocha (28.), 2-2 Lubański (64.), 3-2 Lubański (80.), 4-2 Szołtysik (81.), 5-2 Lubański (87.) Górnik: Kostka - Latocha (46. Wraży), Gorgoń, Oślizło, Anczok - Kwaśny (60. Szaryński), Deja, Skowronek - Banaś, Lubański, Szołtysik Legia: Mowlik - Stachurski, Niedziółka, Ćmikiewicz, Trzaskowski - Pieszko, Deyna, Blaut - Nowak, Cypka (75. Zygmunt), Gadocha