W niemieckim Hamm odbył się I turniej piłkarski im. Stefana Florenskiego. Turniej ku czci sławnego obrońcy zorganizowali kibice Górnika mieszkający w Niemczech czyli "Torcida Germany". Zawody wygrała Sośnica Gliwice. To symboliczne rozstrzygnięcie, bo Stefan Florenski wychował się właśnie w Sośnicy. W drużynie oldbojów Górnika zagrał na tym turnieju Werner Leśnik dla którego Stefan Florenski jest osobą niezwykłą, mającą wpływ na jego karierę. Historia Leśnika jako piłkarza jest niecodzienna. Urodzony i wychowany w Zabrzu, jako bajtel kochał Górnika. Florenski, który w tym czasie szkolił w Górniku trampkarzy, zauważył go na boisku szkolnym i zaprosił na treningi. Werner Leśnik tak się starał, że jeszcze jako nastolatek zadebiutował w barwach Górnika w II lidze, w 1978 roku. Cztery razy został z Górnikiem mistrzem Polski (1985-88). A potem w Zabrzu nie było go przez 32 lata! Paweł Czado: To niesamowite. Dlaczego tak długo? Werner Leśnik: - Wyjechałem do Niemiec w 1990 roku. Miałem grać w KSV Hessen Kassel, ale wszystko się posypało. Już jednak do Polski nie wróciłem. Zacząłem chodzić do szkoły, trzeba było zrobić kurs z niemieckiego, choć ja już potrafiłem się za bajtla dogadać, bo rodzice w domu mówili po niemiecku. Potem poszła opinia, kiedy Górnik w latach 80. wyjeżdżał na zachód, to pierwszym, który ucieknie i odłączy się od Górnika będzie Werner Rajnard Leśnik. Dlatego mnie na takie wyjazdy na początku nie zabierali. Do NRD albo Czechosłowacji mogłem sobie jechać, ale na zachód - do Francji albo Szwajcarii - nie zabierali. Zawsze była odmowa. Tak było choćby gdy mieliśmy jechać na mecz do Gorgonia, bo zaprosił nas do Sankt Gallen w 1981 roku [Górnik wtedy wygrał 2-1 po golach Waldemara Matysika i Pawła Jandudy, przyp. aut.]. Wszyscy pojechali, ja musiałem zostać. No to potem, po odejściu z Górnika, wyjechałem do Niemiec. Werner Leśnik: od samego początku w Górniku Zabrze Nie każdemu jest dane kibicować jako chłopiec klubowi żeby potem, jako mężczyzna zdobyć z nim cztery razy mistrzostwo. Pan miał to szczęście. - Rzeczywiście. Jako mały chłopak [Werner Leśnik urodził się w 1959 roku, przyp. aut.] napatrzyłem się na drużynę, która bardzo działała na wyobraźnię. Grała wspaniale, w pięknym stylu wygrywała mistrzostwa Polski. Chodziłem jako 8-9-letni synek na mecze. Często nie miałem pieniędzy na bilet więc w dniu meczu czekałem pod stadionem na Roosevelta i prosiłem dorosłych: "panie, weźcie mnie"... [był taki zwyczaj na śląskich stadionach, że dorosła osoba mogła wziąć ze sobą na bilet chłopaka, przyp. aut.]. Zawsze mnie ktoś brał... Moimi idolami byli Lubański, Banaś. A potem sam zostałem piłkarzem. Jak do tego doszło? - W Zabrzu były mistrzostwa szkół podstawowych. Grałem w reprezentacji szkoły numer 8. W finale wygraliśmy 1-0, a po spotkaniu podszedł do mnie Stefan Florenski [dziewięciokrotny mistrz Polski z Górnikiem, przyp. aut.]. "Przyjdź do nas synek na trening" - powiedział, szkolił wtedy trampkarzy Górnika. Ale dla mnie to było... za daleko więc nie przyszedłem. Jakiś czas później odbywał się turniej dzikich drużyn. Jako kapitan naszej ekipy z podwórka poszedłem ją zgłosić. Był tam Stefan Florenski i mówi. "Ja cię synek, skądś znam. Ty chyba jesteś w moim notesie. Jak ty się nazywasz?". Znowu namawiał mnie żeby przyszedł. Przyszedłem i... zostałem. CZYTAJ TAKŻE: Zygfryd Szołtysik dla Interii o Stefanie Florenskim, Górniku Zabrze i reprezentacji Polski To były czasy kiedy żyłem futbolem. W 1971 roku Górnik Zabrze grał na Stadionie Śląskim mecz w Pucharze Mistrzów przeciw Olympique Marsylia. Byłem tak przejęty, że na to spotkanie razem z kolegą przyszedłem z Zabrza... na piechotę! 1975 roku podawałem piłki na Stadionie Śląskim podczas meczu z Holandią. Polska wygrała 4-1. Kiedy Holendrzy schodzili do szatni, odważyłem się i zagadałem po niemiecku do Johanna Neeskensa: "czy mógłbym dostać pana koszulkę". Weszliśmy do tunelu, on rozejrzał się, zdjął ją i mi ją dał. Pamiętam, że ramię miał zaklejone bandażami. Za bajtla najwięcej mnie trenował Jerzy Mick. Grałem w zespole chłopaków dwa lata starszych. Trener Mick trenował też Andrzeja Pałasza i paru innych dobrych chłopaków. Co się stało z tą koszulką? - To cenna pamiątka, mam ją do dziś (uśmiech). Werner Leśnik: "Przez miesiąc grałem z przepukliną" Pamięta pan jakiś mecz w barwach Górnika, który przyniósł panu szczególną satysfakcję? - Pamiętam choćby wyjazdowe spotkanie z Szombierkami w 1983 roku. Trener Zdzisław Podedworny posadził mnie wtedy na ławce rezerwowych. Byłem wściekły z tego powodu. Do przerwy był remis 0-0. Po przerwie wyszedłem na boisko i strzeliłem jedyną bramkę w tym meczu [głową w 78. minucie, przyp. aut.]. Wygraliśmy. Ale były też trudne momenty. W 1985 roku graliśmy mecz z Ruchem. Przeważaliśmy, ale przegraliśmy, ich bramkarz świetnie bronił, wszystko chytoł. Pamiętam to spotkanie, bo bardzo zaczęła mnie boleć pachwina. Coś strzeliło. Przez miesiąc nikt nie wiedział co mi jest. Grałem, ale co to było za granie. Brałem zastrzyki przeciwbólowe, ale momentami nie dało się wytrzymać. Wreszcie jakiś doktor postawił diagnozę: przepuklina. Przez miesiąc grałem z przepukliną! Pamiętam też wyjazd do Ameryki w 1983 roku. Fajną ekipę mieliśmy [Górnik rozegrał wtedy osiem meczów w Gwatemali, Salwadorze, Hondurasie, Kolumbii i Peru, przyp. aut.] Jedną bramkę zdobyłem, ładną, szczupakiem, tamtejsza telewizja to pokazywała [w wygranym 3-2 meczu z salwadorską drużyną Independiente Nacional 1906, przyp. aut.]. Ale źle to się skończyło, bo podczas meczu w Hondurasie rywal skoczył mi na kolano, które nie wytrzymało. Noga do gipsu. Menedżer był niezadowolony. Powiedział, że mam wracać samolotem do Zabrza. Nie kwapił się żeby płacić za hotel, bo przecież zawodnik jest kontuzjowani. Trenerzy przekonali go, że być może wydobrzeję do końca pobytu, ale zarówno oni jak i ja wiedzieliśmy, że nie ma to szans. No, ale jak ja tym rozwalonym kolanem, ledwo się ruszając sam miałem wracać z Hondurasu do Zabrza?! Potem nie grałem pół roku. CZYTAJ TAKŻE: "Podolski surowym kolegą? Wie, że czasem mogę zagrać lepiej" To wtedy Olek Famuła uciekł i został zagranicą [utalentowany bramkarz podczas drogi powrotnej pod pretekstem skorzystania z toalety oddalił się od ekipy ma lotniku we Frankfurcie. Prezes Górnika Jan Szlachta był wściekły, kazał piłkarzom szukać kolegi po toaletach na całym lotnisku. Oczywiście nie znaleźli, przyp. aut.]. Wiedziałem, że tak się stanie, Olek mówił co ma zamiar zrobić, byliśmy dobrymi kolegami, mieliśmy kierkową grupę [od gry w karty, przyp. aut.], graliśmy w karty w autobusie podczas podróży na mecze. W grupie byli jeszcze Andrzej Pałasz i Waldek Matysik. To była generacja młodych, która wchodziła wtedy do Górnika. Może gdyby nie to strzaskane kolano, może i ja już wtedy zostałbym w Niemczech? Zanim pan wyjechał na stałe, zdążył pan jeszcze przez rok grać w Knurowie. - Taka była decyzja po linii zrzeszenia. W klubie mi powiedzieli: musisz iść do Knurowa. Dobrze mi się tam układało, ale po zimie posądzili mnie, że... mecz sprzedałem. Ale nie sprzedał pan? - Nie! Gienek Cebrat, mój dobry kolega, po odejściu z Górnika bronił w Stali Stalowa Wola. Przed meczem żeśmy gadali. Zazwyczaj grałem na stoperze, a w tym meczu trener wystawił mnie na środek ataku. Nie strzeliłem gola, przegraliśmy. Przez to musiałem grać pół roku w drugiej drużynie. Miałem dość. Wyjechałem. Parę miesięcy temu byłem w Zabrzu pierwszy raz od 32 lat. Poszedłem na mecz z Radomiakiem. Gienek Cebrat przyjechał po mnie do hotelu, razem poszliśmy na stadion. Werner Leśnik: "Stawiać na młodych" Co w waszym Górniku Zabrze z drugiej połowy lat 80. było tak nadzwyczajnego, że ta drużyna zdominowała wtedy polską ligę? - Po pierwsze: mieliśmy w tym czasie dobrych piłkarzy. Po drugie: to była paka, która razem grała przez kilka lat. To powodowało, że doskonale znaliśmy siebie, nasze możliwości, zwyczaje. Czyli krótko mówiąc: byliśmy bardzo zgrani. Każdy wiedział co ma robić. Po latach myślę, że kiedy zdobywaliśmy czwarty tytuł z rzędu to Górnik nie potrzebował już nawet trenera. Wiedzieliśmy już sami jak grać. Aż tak było dobrze! Takiej stabilizacji może brakować obecnemu Górnikowi? Czasy są inne, drużyny zmieniają się znacznie szybciej, właściwie co pół roku. Od przerwy letniej przyszło do Zabrza dwunastu nowych zawodników - nie tyle z różnych stron Polski, co z różnych stron świata. - To w mojej opinii jest źle. Uważam, że zawodnicy powinni mieć czas. Dopiero po dwóch-trzech latach dochodzi się do tego poziomu, że zna się kolegów na wylot, a dzięki temu drużyna jest groźniejsza. Za moich czasów skład zmieniał się powoli, w okienkach dochodziło jeden, dwóch ważnych piłkarzy. Teraz jest zupełnie inaczej. Podoba mi się, że w Górniku jest wielu młodych utalentowanych piłkarzy. Może w przyszłości będą grać w stylu, w którym my graliśmy? Na pewno mogą w przyszłości wiele klubowi dać. Żałuję jednocześnie, że z Górnika już teraz odchodzą tacy zawodnicy jak Dariusz Stalmach [16-latek przeszedł do Milanu, przyp. aut.] Oczywiście rozumiem to od strony piłkarza: na Zachodzie może się rozwinąć, nauczyć różnych niuansów, choćby taktyki. Dla takiego zawodnika to dobrze, ale jednocześnie dla Górnika źle... CZYTAJ TAKŻE: Górnik Zabrze chciał ściągnąć Polaków, ale to nie jest takie proste Ogląda pan reprezentację Polski? - Patrzę czasami. No i? - Wydaje mi się, że jest trochę... za stary skład. Zawodnicy, którzy kiedyś decydowali o obliczu tej drużyny, już jej tyle nie dają. Choćby Krychowiak. A Lewandowski? To napastnik, który potrzebuje dużo piłek, tymczasem polski zespół jest chyba bardziej nastawiony na kontry... Zieliński mi się podoba! Czegoś pan żałuje? - Szkoda, że wtedy gdy grałem trenerzy bardzo rygorystycznie przestrzegali założeń taktycznych, nie pozwalali zawodnikom na inwencję. W mojej opinii to hamowało ich rozwój, nie pozwalało rozwinąć się tak jak mogli. Zaczynałem jako napastnik, potem zostałem przesunięty do pomocy, wreszcie na obronę. Umiałem i lubiłem dryblować, potem to nie było mile widziane. Obowiązkiem było z tyłu stać, pilnować i czyścić. Uważam, że piłkarze tracili w ten sposób swobodę, którą można było nabyć przy odpowiednim prowadzeniu. Był okres, że w Górniku na środku obrony występowałem z Tadkiem Dolnym. On był libero, ja przed nim grałem jako forstoper. On mógł iść do przodu, a ja tylko do połowy, więcej nie. Musiałeś grać jak ci kazali, nie mogłeś się wykazać niczym własnym. Trochę inaczej zagrałeś i od razu były pretensje. Tego właśnie żałuję najbardziej. rozmawiał w Hamm Paweł Czado *** Werner Leśnik ur. 10.07.1959 w Zabrzu kluby: Górnik Zabrze (1970-88), Concordia Knurów (1988-89), SV Oberweier (1990-94) W polskiej ekstraklasie rozegrał 146 meczów, zdobył 7 bramek. Wywalczył cztery tytuły mistrza Polski (1985, 86, 87, 88).