Dr hab. inż. Arkadiusz Szymanek ma 52 lata. Jest profesorem nadzwyczajnym Politechniki Częstochowskiej. Habilitował się na Uniwersytecie w Żylinie, doktorat robił na Politechnice Wrocławskiej. Pracował w Katedrze Maszyn Cieplnych, Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Informatyki, Politechniki Częstochowskiej. Działał w trzech radach nadzorczych. Teraz zajmie się Górnikiem Zabrze.Paweł Czado: Jak to się stało, że wykładowca Politechniki Częstochowskiej został prezesem Górnika? Arkadiusz Szymanek, trzydziesty trzeci prezes Górnika Zabrze: - To proste: dostałem taką propozycję (uśmiech). Po kilkudniowych namysłach - zgodziłem się choć zdaję sobie sprawę, że ta decyzja wywróci moje życie do góry nogami. Córki czytają w Internecie opinie i są przerażone. Ja nie mam zamiaru ich czytać. Skupię się na pracy. Co mogło spowodować, że akurat pan został prezesem? Jest pan naukowcem, choć wiem, że ma pan za sobą bardzo ciekawe doświadczenia piłkarskie. - Być może właśnie o to chodzi. Przez sześć ostatnich lat byłem prezesem Akademii Piłkarskiej Ajaks Częstochowa. Trafiłem do niej jako... rodzic, woziłem syna na treningi. Potem sam angażowałem się coraz bardziej w jej rozwój. Wykonaliśmy w tym czasie duży skok rozwojowy pod każdym względem. Udało nam się wypromować kilku zawodników. Niektórzy trafili nawet do Anglii. Jakub Ojrzyński [syn trenera Leszka Ojrzyńskiego, przyp. aut.], który stawiał u nas pierwsze kroki trafił do juniorskich reprezentacji Polski i FC Liverpool. Podobnie jest z rok młodszym napastnikiem Mateuszem Musiałowskim. Ojrzyński był w Ajaksie dwa lata, Musiałowski - cztery. Z kolei Olivier Sukiennicki przeszedł od nas do Bradford City choć wiem, że będzie zmieniał klub. Ajaks się rozwijał, dostrzeżono to w Śląskim Związku Piłki Nożnej. Zostałem członkiem jego zarządu.Muszę dodać, że pół roku temu Górnik i Ajaks podpisały umowę o współpracy. Być może moja praca w Ajaksie została zauważona i doceniona w Zabrzu. Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, doskonale przecież wiem jak wielkim klubem z tradycjami jest Górnik. Był pan wcześniej na meczach Górnika?- Wielokrotnie. Sam jako chłopiec grałem w piłkę w nieistniejącym Górniku Dźbów, awansowaliśmy do okręgówki. Kontuzja sprawiła, że zająłem się nauką. Na meczach Górnika Zabrze pierwszy raz byłem jako dziecko. Niedawno widziałem drużynę z trybun na Roosevelta w listopadzie, między innymi w zwycięskim meczu z Legią wygranym 3-2 dzięki bramce Kubicy w ostatniej minucie. Działo się... Też byłem na tym meczu, zgadzam się. Będzie pan codziennie dojeżdżał do pracy z Częstochowy?- Myślę, że układ będzie hybrydowy. Czasem będę dojeżdżał, czasem nie. Kiedy będzie dużo pracy, na pewno nie będę wracał do domu na noc tylko po to żeby rano znowu przyjeżdżać do Zabrza. Wiem, że zwłaszcza teraz będzie przede mną jej mnóstwo. Najbliższy tydzień na pewno będzie napięty. Muszę przecież szczegółowo wdrożyć się we wszystkie sprawy, zarówno te najważniejsze, jak i te mniejsze. Spotkania z trenerami i piłkarzami też dopiero przede mną, nie było jeszcze okazji. Funkcję obejmuję od wtorku, 1 lutego. Na koniec pytanie o Jesusa Jimeneza: jak wygląda jego sytuacja? To już pewne, że odchodzi? [chodzi o uruchomienie w kontrakcie klauzuli odstępnego w wysokości 650 tys. euro przez Toronto FC, kanadyjski klub Major League Soccer, przyp.aut.]- Interesowałem się tym tematem. Z tego co zdążyłem się dowiedzieć nic jeszcze nie jest przesądzone. Paweł Czado