Po raz ostatni w ekstraklasie Górnik wygrał pięć razy z rzędu jesienią 1989 roku, kiedy jeszcze istniał zespół, który cztery razy z rzędu zdobywał mistrzostwo Polski. Do piątkowego meczu z "Białą Gwiazdą" zabrzanie przystąpili z chęcią wyrównania tego świetnego wyniku. W porównaniu z wysoko wygranym spotkaniem z Zagłębiem Sosnowiec w poniedziałek, trener Marcin Brosz nie dokonał w swojej drużynie ani jednej zmiany. Wracający do drużyny po pauzie za żółte kartki Przemysław Wiśniewski siedział na ławce rezerwowych. Nie pomogło to jednak w kolejnym triumfie, bo po dwóch golach bardzo dobrze grającego w Zabrzu Marko Kolara, to Wisła wygrała, po raz pierwszy od końca marca. - Wisła nas wypunktowała. Mieliśmy swoje sytuacje, "jedziemy" z akcją, 3 na 3 czy 4 na 4, nie wykorzystujemy tego, a rywal nas kontruje i dostajemy dwie bramki. Krakowianie wykorzystali w meczu z nami nasze słabe punkty i zasłużenie zdobyli trzy punkty - komentuje Mateusz Matras, pomocnik Górnika. Czego w takim razie zabrakło drużynie prowadzonej przez trenera Brosza? - Przede wszystkim sytuacji. Mieliśmy ich mniej, niż było to w tych wcześniej rozegranych przez nas, a wygranych grach. To zdecydowało, o przebiegu meczu z Wisłą - mówi Matras. Po 34 ligowych kolejkach zabrzanie na swoim koncie mają 40 punktów. Mogą być bezpieczni o ligowy byt? - Jest jeszcze kilka meczów do rozegrania. Gramy teraz z Miedzią na terenie rywala i będziemy tam chcieli pokusić się o zdobycie kolejnych punktów. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze punktować, a nie czekać na to, co będą robić rywale - podkreśla Matras. Oprócz starcia z Miedzą, "Górnicy" zagrają jeszcze u siebie z Wisłą Płock i na koniec sezonu na wyjeździe z Koroną Kielce. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę grupy mistrzowskiej Michał Zichlarz, Zabrze