Przez ponad godzinę spotkania na stadionie w Niecieczy nic nie zapowiadało tego, że nieźle sobie radzący w ostatnim czasie Górnik przegra z Bruk-Betem. Już do przerwy zabrzanie powinni byli prowadzić, ale kolejnych dobrych sytuacji nie wykorzystywali nieskuteczni Piotr Krawczyk oraz Bartosz Nowaka. W końcu do siatki na początku II połowy trafił środkowy obrońca Rafał Janicki. Wydawało się, że Górnik ma wszystko pod kontrolą, ale potem karta się odwróciła. Stało się tak w dużej mierze za przyczyną prowadzącego mecz Łukasza Szczecha, a także odpowiedzialnego za VAR Pawła Raczkowskiego. Po ponad godzinie gry po dyskusyjnej ręce w wykonaniu Alasany Manneha mieliśmy pierwszą jedenastkę. Grzegorz Sandomierski odbił wprawdzie piłkę po uderzeniu z karnego w wykonaniu Piotra Wlazło, ale zaraz potem była powtórka, bo bramkarz Górnika wyszedł przed linię bramkową. Powtórki Wlazło już nie zmarnował. W 73 minucie kolejna interwencja VAR i kolejna konsternacja. Następny rzut karny dla gospodarzy, kiedy ci prowadzili już 2-1. Tym razem Lukas Podolski miał faulować Marcina Wasielewskiego. I tym razem Wlazło trafił do siaki ustalając rezultat spotkania. Z takim przebiegiem wszystkiego nie mógł się pogodzić Jan Urban. - W drugiej połowie wyszliśmy na prowadzenie i wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą. Później przychodzi rzut karny. Nie wiem czy to była jedenastka, bo piłka odbiła się piłkarzowi od głowy i dostał w rękę. Tak było, a potem takie drobnostki mają duży wpływ na wynik. Nie mówię o tym tylko dlatego, że karny podyktowany był przeciwko Górnikowi. Takich rzutów karnych nie powinno się gwizdać nikomu. Już nie mówię o drugim, gdzie w ogóle nie wiem co się stało. Tam była normalna piłkarska walka o pozycję. Lukas to kawał chłopa, jest silny i ją wygrał. I mamy rzut karny. Na pewno nie o to chodzi w tym wszystkim. Mogliśmy z Niecieczy wywieźć punkty, ale stało się inaczej. Musimy wyciągnąć wnioski, bo przegraliśmy spotkanie, którego nie mieliśmy prawa przegrać - komentował szkoleniowiec górniczej jedenastki. Do drugiego karnego odniósł się też Łukasz Rogowski, sędziowski ekspert Interii, pisząc w swoim komentarzu po spotkaniu: "Patrząc na tę sytuację nie wydaje mi się, że uderzenie to było na tyle mocne, aby ocenić je na napomnienie i rzut karny. Jestem nieco zdziwiony, że arbitrzy VAR w tej sytuacji postanowili zainterweniować. Nie wiem, czy jest to oczywisty błąd arbitra, gdyż było to naprawdę minimalne i przypadkowe uderzenie". Nic dodać, nic ująć, no może jeszcze kilka zdań na temat Raczkowskiego... W Zabrzu dobrze pamiętają go sprzed kilku lat, a konkretnie z początku sezonu 2017/18. Górnik akurat co awansował do Ekstraklasy i ruszył jak burza, wygrywając pierwszy mecze z mistrzem Polski Legią Warszawa 3-1. W następnej kolejce Raczkowski dał "popis" w meczu Jagiellonia Białystok - Górnik. Pokazał piłkarzom z Zabrza dwie czerwone kartki (Dani Suarez, David Ledecky), 6 żółtych i w końcówce podyktował dwie jedenastki dla "Jagi", w tym drugą już w doliczonym czasie. Białostocczanie wygrali wtedy dzięki tym karnym 2-1, a oburzenie w górnośląskim klubie na Raczkowskiego ciągnęło się przez długi czas. Teraz znowu dał o sobie znać... Michał Zichlarz