27-letni Michał Koj do zespołu prowadzonego przez Marcina Brosza trafił, kiedy ten awansował do Ekstraklasy cztery lata temu. Ten pierwszy sezon gry w Zabrzu był też dla niego najlepszy. W rozgrywkach 2017/18 rozegrał 29 meczów i strzelił 3 gole. Z zespołem wywalczył 4 miejsce i miał możliwość gry w eliminacjach Ligi Europy. W kolejnych trzech sezonach nie było już tak dobrze i kończyło się na kilkunastu grach. Już dwa lata temu spekulowano, że trafi do Podbeskidzia Bielsko-Biała. Rok temu chciał odejść, ale namówiono go na pozostanie jeszcze na kolejny sezon. Śląski defensor występów miałby pewnie więcej, gdyby nie prześladujące go kontuzje. Wszystko przez bezkompromisowy sposób grania, bo nierzadko włoży głowę tam, gdzie inny nie wsadzi nogi. Wychowanek Slavii Ruda Śląska w Górniku zagrał w 67 ekstraklasowych grach i strzelił pięć bramek. Tych występów byłoby pewnie więcej, gdyby nie kontuzje. Łącznie w ekstraklasie ma na koncie 116 meczów i 10 bramek. Grał też przecież wcześniej w Pogoni Szczecin oraz Ruchu Chorzów. Odchodzący do I-ligowej Korony Kielce, z którą podpisał dwuletni kontrakt, w ładny sposób pożegnał się z klubem i fanami górniczej jedenastki. W krótkim filmiku opublikowanym na oficjalnej stronie internetowej klubu z Zabrza mówi. - Wiele lat z zaszczytem mogłem reprezentować "Trójkolorowe" barwy Górnika. Gra w klubie o tak wielkich tradycjach i historii, to wielkie wyróżnienie i docenienie lat pracy oraz treningów. Najważniejsza jednak jest walka na boisku dla kibiców. Fani Górnika są wspaniali. Z wielkim zaangażowaniem zawsze wspierają nas piłkarzy. Chciałem za to podziękować. Dziękuję! Teraz czas na nowy etap - tłumaczy Koj. Michał Zichlarz