Finał PLH sezonu 2010/11 zaczął się od wysokiego zwycięstwa wicemistrza Polski. "Pasy" na własnym lodowisku pokonały GKS aż 8-1. "Pasy" zaczęły z wysokiego "C" - W poniedziałek mieliśmy słabszy dzień i Cracovia bezlitośnie to wykorzystała. Zrobiliśmy jednak analizę tego, co wydarzyło się na lodowisku w Krakowie i powiedzieliśmy sobie z jakim nastawieniem trzeba podejść do kolejnego spotkania - tłumaczy żywa legenda polskiego hokeja, Sebastian Gonera obrońca GKS-u Tychy. - W pierwszej tercji też mieliśmy swoje sytuacje, mogliśmy strzelić gola i byłby remis, a tak można zacytować stare powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Na początku drugiej tercji graliśmy ponad cztery minuty z przewagą, ale nic nie wskóraliśmy. Cracovia to przetrzymała i potem zadała bolesne ciosy, po których przegraliśmy tercję 0-4 - dodał obrońca pierwszej "piątki" tyszan. W obozie zwycięzców zdają sobie sprawę, że to było dopiero pierwsze spotkanie i do końcowego sukcesu droga daleka. W półfinale, z JKH GKS-em, Comarch/Cracovia na początek wygrała w identycznym stosunku, by potem przegrać po karnych, a w następnym pojedynku zwyciężyć po ciężkiej walce. Pasiut: Bez samozadowolenia - Na pewno nie będzie samozadowolenia. Z Jastrzębiem też wygraliśmy pierwszy mecz wysoko, a potem u nich były dwa zupełnie inne, wyrównane spotkania. Z własnego doświadczenia wiemy więc, że musimy spodziewać się ciężkich meczów i nie popełnimy tego błędu, co wtedy - mówi Grzegorz Pasiut. Napastnik "Pasów" w samej końcówce pierwszej tercji zaatakował kijem głowę Adriana Parzyszka i już nie wrócił na lód. - Moim zdaniem ta sytuacja nie zasługiwała na karę meczu. Było to zagranie przypadkowe, starcie przy buliku, po prostu chciałem zablokować Parzyszka, który był pochylony i dlatego wyszło uderzenie w twarz - stwierdził napastnik "Pasów". - O karze meczu dowiedziałem się dopiero w szatni, kiedy do niej wrócił Daniel Laszkiewicz (kapitan zespołu - przyp. red.), bo pierwotnie miałem otrzymać tylko dwie minuty. Sędziowie podjęli jednak taką decyzję i muszę się z nią pogodzić - dodał zawodnik wicemistrza Polski. Pasiuta nie zobaczymy więc w akacji w środę, kiedy w Tychach odbędzie się drugi pojedynek finałowy. Do gry nie będzie zdolny również Parzyszek, który narzeka na uraz pachwiny, przez co stracił też większość poniedziałkowego meczu. Lidera GKS-u przez kontuzję nie zobaczymy już do końca serii finałowej. - Każdy pojedynek jest inny i nie możemy patrzeć na to, że w pierwszym wysoko wygraliśmy. W środę jest nowe spotkanie, w którym każdy ma równe szanse, a wynik na początku brzmi 0-0, ale oczywiście będziemy chcieli odnieść zwycięstwo i zagrać tak jak w pierwszym meczu - uważa Pasiut. Jirzi Szejba, trener GKS-u, na poniedziałkowej konferencji prasowej, stwierdził nawet, że może lepiej było przegrać tak wysoko niż jedną bramką, żeby się otrząsnąć. Tyszanie z bojowym nastawieniem - Porażka 1-8 boli, bo dostaliśmy naprawdę dużo goli. To jest jednak play off i nieważne czy się przegra jedną bramką czy pięcioma - za każdym razem liczy się to jako jedna porażka. Nie ma co rozpamiętywać minionego meczu, tylko trzeba się zmobilizować na kolejny i podejść do niego skoncentrowanym - mówi Gonera. - To jest myślenie trenera Tychów. Każda porażka boli, nieważne w jakim stosunku, a oni po niej będą musieli wyciągnąć wnioski i podejść z innym nastawianiem do kolejnych spotkań - stwierdził Pasiut. Przed hokeistami teraz dwa mecze w Tychach (środa i czwartek), które mogą być kluczowe dla całej finałowej rywalizacji, bo z powodu bonusu Comarch Cracovia potrzebuje jeszcze tylko dwóch zwycięstw, aby zdobyć mistrzostwo Polski, a GKS wciąż czterech. - Tychy na pewno nie odpuszczą i jeśli nawet wygralibyśmy w środę, to na mecz czwartkowy nie wyjdą z myślą, że to koniec sezonu. Spodziewamy się dwóch trudnych pojedynków i z takim nastawianiem tam jedziemy - stwierdził Pasiut. - Praktycznie przegrywamy 0-2, ale teraz czekają nas dwa pojedynki u siebie. Publiczność przyjdzie nas oglądać i wspierać, a my zrobimy wszystko, by te mecze wygrać i doprowadzić do stanu 2-2 - dodał Gonera.