Rasmussen trafił do Krakowa latem poprzedniego roku, przechodząc z duńskiego Lyngby. Jego 7 goli i 3 asysty w 31 meczach nie uchroniły zespołu przed spadkiem z ligi, to otworzyło jednak szansę na przenosiny do Krakowa. Do Pasów ściągał go więc jeszcze Michał Probierz, który jednak nie obdarzył go największym zaufaniem. Duńczyk tylko dwukrotnie zagrał pod jego wodzą więcej niż 45 minut. Sytuacja zmieniła się w momencie przyjścia Jacka Zielińskiego, kiedy Hebo z piłkarza wchodzącego z ławki, stał się graczem bardzo rzadko na niej siadającym. - Pierwsza połowa sezonu nie była dla mnie dobra, przede wszystkim mało grałem. Potem przyszła zmiana trenera. Złapaliśmy dobry kontakt, lubię jego styl pracy i sposób, w jaki chce grać w piłkę. Ma też wiele doświadczenia w polskiej piłce, wyrobił sobie nazwisko dobrymi wynikami, jak choćby mistrzostwem kraju z Lechem w 2010 roku. Lubię sposób jego myślenia, także jego sztabu, który jest nastawiony na to, żeby grać piłką, co bardzo mi odpowiada. W Danii, mogę otwarcie przyznać, byłem ważnym zawodnikiem i tutaj też druga połowa sezonu była dla mnie już bardziej udana, także dla zespołu, zagraliśmy kilka naprawdę dobrych meczów - mówi nam piłkarz. Mathias Rasmussen: Polscy piłkarze mają w sobie dużo pokory Lepsza gra pozwoliła mu też przełamać lody z kibicami, którzy początkowo bardzo chłodno oceniali jego pobyt przy Kałuży. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtym momencie w zasadzie z każdej strony spływała na Cracovię krytyka związana ze zbyt dużą liczbą obcokrajowców w drużynie. Rasmussen dostał więc trochę rykoszetem. Szybko jednak poradził sobie z tą sytuacją, a przełomowym momentem był lutowy mecz z Lechią Gdańsk, gdzie zagrał świetnie, a Pasy wygrały w ładnym stylu 2-0. Po meczu zaprezentował efektowny taniec, który niesamowicie spodobał się fanom. - To ważne dla mnie, by dać kibicom coś od siebie. Ja także czuje wsparcie od nich, bo zdarzały się momenty, kiedy nie zagrałem najlepiej, a słyszałem od nich "spokojnie, w następnym meczu będzie lepiej". To było przed meczem z Wisłą Płock, gdzie strzeliłem gola i myślę, że zagrałem jeden z lepszych meczów w sezonie. Właśnie w taki sposób chciałbym obracać pozytywną energię otrzymaną od kibiców - przyznaje. W tym roku Rasmussen skończy 27 lat. Jak sam twierdzi, skończył już etap młodego piłkarza, a wszedł w ten moment, kiedy może zacząć się dzielić z młodszymi swoim doświadczeniem, w razie potrzeby podpowiedzieć. W rundzie wiosennej wielokrotnie można było oglądać obrazki, gdzie przed rozpoczęciem którejś z połów Jewhen Konoplanka przekazuje jakieś wskazówki Jakubowi Myszorowi, podobnie było w przypadku Rasmussena i jego partnera ze środka pola, Karola Knapa. - Jestem już długi czas w profesjonalnej i piłce i staram się to przekazywać np. Karolowi Knapowi, ze względu na podobną pozycję na boisku. Mamy jednak wielu młodych zawodników, którzy nie boją się podpytywać o pewne rzeczy i przede wszystkim chcą słuchać. W Danii młodzi piłkarze są bardzo przemądrzali, dużo mówią, myślą, że są najmądrzejsi. Tutaj zawodnicy mają więcej pokory, ciężko pracują, nie narzekają. Pasiasta koszulka to ulubiona koszulka Kraków bardzo mocno przypomina mu Kopenhagę, może oprócz klimatu. Jako osobie mieszkającej dotychczas blisko wybrzeża, ciężko było mu się początkowo przyzwyczaić do mało wietrznej krakowskiej pogody. Proces adaptacji przeszedł jednak sprawnie i teraz uroki miasta docenia na każdym kroku sam Mathias, a także jego żona i synek, który ma pewną ulubioną koszulkę do wyjść. - Zawsze kiedy mu mówię, że może sobie wybrać koszulkę na spacer czy plac zabaw, to on zawsze podchodzi do tej Cracovii, łapie i bierze ze sobą. Bardzo ją lubi - opowiada z uśmiechem na ustach Hebo. Oprócz dobrego wyniku z Cracovią, jako cel na nowy sezon stawia sobie podszkolenie polskiego. Ma lekcję z prywatnym nauczycielem, który, jak się sympatycznie składa, swego czasu mieszkał w Danii i biegle posługuje się tym językiem. Jego zdaniem to nie tylko praktyczna umiejętność ułatwiająca funkcjonowanie w klubie, ale też wyraz szacunku dla klubu. Przy okazji też pozwala się odgryźć rywalom, którzy do tej pory mogli myśleć, że Duńczyk nie zrozumie haseł rzucanych w jego stronę. - Jest to trudne, ale wiem, że pomoże mi, by lepiej działać w drużynie. Kiedy trener mówi po polsku o piłkarskich rzeczach, to już rozumiem w zasadzie wszystko. Czasami trzeba jednak coś wytłumaczyć dokładniej, wtedy trener przechodzi już na język angielski. Wiem, że łatwiej będzie mi porozmawiać z młodszymi zawodnikami, kiedy będę mógł się do nich zwrócić po polsku. Oni też oczywiście komunikują się w angielskim, ale uważam, że dla drużyny i klubu jako ogółu, dobrą sytuacją jest, kiedy piłkarz uczy się ojczystego języka - tłumaczy. Zapowiedział też, że wywiad przed kolejnym sezonem przeprowadzimy już po polsku. Trzymam cię więc za słowo, Mathias!