"Kolejorz" traci już tak dużo w lidze do czołówki tabeli, że siłą rzeczy musi poważnie traktować Puchar Polski. To trofeum może się okazać dla mistrza Polski jedyną drogą do europejskich pucharów w przyszłym sezonie. Dlatego trener Jacek Zieliński wystawił dosyć mocny skład i dopiął swego. Ekipa Cracovii jest najłatwiejszą do ogrania drużyną w Ekstraklasie, ale też w Pucharze Polski. Kibice mają dość jej bezrefleksyjnych porażek. Schodzących po I połowie do szatni piłkarzy "Pasów" żegnało głośne buczenie i gwizdy. Cracovia przypomina ekipę wychodzącą co mecz na egzekucję w roli ofiary. Niby od pierwszego gwizdka krakowianie próbują walczyć, grać agresywnie, ale i tak prędzej czy później rywal strzela im gola. Na początku pucharowego starcia z Lechem wydawało się, że mecz jest wyrównany, ale nawet wtedy "Kolejorz" stwarzał większe zagrożenie (np. strzał głową Sławomira Peszki z 10 m). W 22. min zawodnicy odpowiedzialni w "Pasach" za defensywę popełnili dziecinne błędy. Najpierw Sławomir Szeliga podał pod nogi Siergieja Kriwieca, a gdy za moment w pole karne dogrywał Semir Stilić Marek Wasiluk - będący tuż przy Peszce - pozwolił mu na kopnięcie piłki do siatki. Przecież wystarczyło lekkie trącenie barkiem rywala i już nie miałby tak łatwo. 10 minut później mogło być 2-0, ale Marcin Cabaj czubkiem palców sięgnął piłki po uderzeniu zza "szesnastki" Siergieja Kriwieca. Kolejny atak "Kolejorza" przyniósł mu drugiego gola. Znowu fenomenalne dogranie Stilicia i znowu ktoś tam zapomina, by przypilnować Artjomsa Rudnevsa, który ładnym strzałem głową pokonuje Cabaja. Kibice wściekali się na swych podopiecznych krzycząc "Zapier...' i "Pasy grać! Ku... mać!". Na niewiele się to zdawało. Na chwilę w II połowie dla krakowian zaświeciło słońce: po akcji prawą stroną Mariusza Sachy i znakomitym, mocnym podaniu Saidiego Ntibazonkizy Bartosz Ślusarski tylko dołożył nogę i piłka wylądowała w rogu bramki Krzysztofa Kotorowskiego. Cracovia długo nie nacieszyła się bramką kontaktową. Ledwie pół minuty później odbitą po strzale Stilicia piłkę wpakował do siatki niesamowity Rudnevs. Kolejne bramki dla poznaniaków powinni zdobyć Kriwiec (nie trafił do pustej bramki, po tym jak Cabaja wyciągnął z niej Peszko) i rezerwowy Joel Tshibamba, którego "bombę" obronił Cabaj, a później zatrzymał napastnika Lecha w sytuacji sam na sam (82. min). Najwyższym kunsztem "Wąski" wykazał się jednak w 88. min, kiedy skierował na poprzeczkę piłkę po uderzeniu z rzutu wolnego Jakuba Wilka. W przedostatnim akcencie meczu wygrał jeszcze jeden pojedynek z Tshibambą. W ostatnim nawet Cabaj nie mógł nic poradzić, gdy obrona dopuściła Wilka na 10. metr i pomocnik gości mógł z całej siły kopnąć w róg. Cracovia musi jednak wiedzieć, że to nie hokej, by wygrywać mecze bramkarzem. Po meczu kibice śpiewali Ulatowskiemu: "Do widzenia!", a po czwartym golu głośno dopingowali "Kolejorza". To dosyć smutny kres pracy trenera Rafała Ulatowskiego przy ul. Kałuży. Powiedzieli po meczu: Jacek Zieliński (Lech): - Wygraliśmy po dobrej grze i to mały kroczek do przodu, promyczek nadziei na przełamanie w walce o odzyskanie pozycji w hierarchii. Nie jest przyjemne, w klubie takim jak Lech, przegrać cztery mecze z rzędu. Puchar Polski to najkrótsza droga do europejskich pucharów, ale - choć może zabrzmi to śmiesznie - nie składamy broni w walce o mistrzostwo Polski. Ja i mój zespół wierzymy, że je wywalczymy, ta strata jest wciąż do odrobienia. Rafał Ulatowski (Cracovia): - Przed meczem wizytę w szatni złożył prezes klubu prof. Janusz Filipiak. Zmobilizował zawodników i poinformował, że to mój ostatni mecz w roli szkoleniowca Cracovii. Jest mi wstyd za wszystkie nasze dokonania, nawaliłem. Nikogo nie będę usprawiedliwiał, siebie tym bardziej. Ten mecz był szansą na to, by w przyszłym roku zaprezentować coś, ale przegraliśmy ten mecz w sposób niegodny noszenia koszulki takiego klubu, jak Cracovia. - Już przed meczem ustaliłem z prezesem Tabiszem, że to mój ostatni mecz w Cracovii. Jakie są przyczyny mojego niepowodzenia w Cracovii, będę długo analizował i trudno o poważne wnioski na trzy minuty po meczy z Lechem. Na pewno w każdej sekundzie pracowałem z pełnym zaangażowaniem, nie brakowało mi i wciąż nie brakuje wiary w ten zespół. Po prostu nie to miejsce, nie ten czas. - Trafiłem do klubu, który jest szczególnym miejscem dla historii całej polskiej piłki. Była to dla mnie kapitalna lekcja życia, za którą jestem wdzięczny. Miło mi, że mogłem pracować z takim człowiekiem, jak profesor Filipiak, który konsekwentnie potrafi realizować plan budowy wielkiej Cracovii. Szkoda, że tylko ja w nim zawaliłem. - Co bym radził mojemu następcy? Żeby miał serce do tych piłkarzy, ale też w odpowiednim momencie twardo, po męsku zareagował, tak jak ja nie zrobiłem. Patrząc z boku, łatwo się o tym mówi, ale gdy jest się w środku i ciąży na człowieku odpowiedzialność, emocje, o taką reakcję nie jest już tak łatwo. - Podkreślam - ja wierzyłem i nadal wierzę w umiejętności tego zespołu, w to, że potrafi wykrzesać z siebie więcej niż do tej pory. A sam postaram się wyciągnąć wnioski z tego bogatego doświadczenia. 1/8 Pucharu Polski Cracovia - Lech Poznań 1-4 (0-2) 0-1 Peszko (22. Z podania Stilicia) 0-2 Rudnevs (43. głową z podania Stilicia) 1-2 Ślusarski (60. z podania Ntibazonkizy) 1-3 Rudnevs (60. dobitka po strzale Stilicia) 1-4 Wilk (90.+3 z podania Kikuta) Cracovia: Cabaj - Janus, Polczak, Jarabica, Wasiluk (46. Dudzic) - Szeliga, Klich, Sacha - Sasin (78. Suart), Ślusarski, Ntibazonkiza. Lech: Kotorowski - Kikut, Bosacki, Djurdjević, Henriquez - Peszko (84. Wilk), Możdżeń, Injać, Kriwiec, Stilić (78. Bandrowski) - Rudnevs (68. Tshibamba). Statystyki meczu Cracovia - Lech Strzały: 9-14 Strzały celne: 4-8 Faule: 14-16 Rzuty rożne: 4-6 Spalone: 2-1 Michał Białoński, Paweł Pieprzyca, Kraków Czytaj też: Prezes Cracovii miał dość i wyjechał przed końcem meczu Zobacz zapis relacji na żywo Zobacz wyniki, strzelców goli i składy z meczów 1/8 finału Pucharu Polski