Piłkarze Arki Gdynia grają coraz lepiej. Po mocno średnim początku rozgrywek, dzięki czterem kolejnym wygranym, wdrapali się aż na trzecie miejsce w I-ligowej tabeli i mają ochotę na więcej. Niemym świadkiem tej serii pozostaje praktycznie pusty Stadion Miejski w Gdyni. To efekt trwającego wciąż bojkotu kibiców Żółto-Niebieskich. Wielokrotnie pisaliśmy o tym na łamach Interii, więc tylko w zarysie przypomnijmy, że po zakończeniu poprzedniego sezonu nastąpiła sekwencja zdarzeń, która doprowadziła do obecnej sytuacji. Kolejno: lokalny biznesmen i były piłkarz Arki, Marcin Gruchała złożył ofertę odkupienia klubu z rąk rodziny Kołakowskich - ta propozycja nie spotkała się z uznaniem właścicieli. W ślad za tym wsparcie dla klubu wycofali niektórzy sponsorzy oraz, co bardziej bolesne, największy mecenas klubu, miasto Gdynia "wstrzymało finansowanie do czasu wyjaśnienia konfliktu". Wreszcie kibice ogłosili bojkot meczów domowych i zakupów w klubowym sklepie. Wobec tego (i braku sprzedaży Karola Czubaka, najcenniejszego piłkarza, króla strzelców poprzedniego sezonu I ligi) musiały pojawić się poślizgi finansowe, o nich też było głośno. W międzyczasie pozew do sądu (w mieście stołecznym Warszawa co okaże się ważne w dalszej części tekstu) złożył poprzedni właściciel klubu Dominik Midak. Transakcja sprzedaży Arki przez Midaków rodzinie Kołakowskich opiewała na 2,5 miliona złotych. Jej zapisy kazały uregulować kwotę, gdy gdyński klub będzie grał w najwyższej klasie rozgrywek. Tymczasem dwa miesiące później Żółto-Niebiescy opuścili Ekstraklasę i do dziś do niej nie wrócili. Zapłata nie została uregulowana. Konflikt wokół Arki Gdynia. Kto wygra ten spór? W pewnym momencie piłkarskiej jesieni Midak przypomniał sobie o sprawie, a może jak mówią nasi informatorzy przypomniało mu o tym środowisko opozycyjne wobec Kołakowskich. Sąd przyznał rację Midakom i zastawił połowę akcji. Dominik Midak i jego ojciec Włodzimierz czytają media i wiedzą, że cena za Arkę według jednego z ofert Gruchały sięgała kwoty nawet siedmiocyfrowej - ponad 10 milionów złotych. I tu do gry wchodzi matematyka - jeśli poprzedni właściciele mają połowę akcji to nie chcą za nie 2,5 miliona złotych, a połowę z tego co chcą Kołakowscy - czyli 5 milionów. Oczywiście trzeba brać pod uwagę, że w Polsce szaleje inflacja, a w międzyczasie nastąpiło podwyższenie kapitału zakładowego Arki przez nowych właścicieli. Kolejny odcinek tej gdyńskiej telenoweli był zgoła niespodziewany. Gdy wydawało się, że porozumienia na linii Kołakowski - Gruchała nie da się osiągnąć, jak grom z jasnego gruchnęła (nomen omen) informacja, że strony się dogadały co do sprzedaży klubu. W Gdyni otwarto szampany. Za wcześnie! Wówczas przypomniał o sobie Midak, krzycząc donośnie: Hola, hola, nie zapominajcie o mnie! Mój pozew w sądzie obejmuje połowę akcji, nie możecie sprzedać klubu beze mojej zgody. Przedstawiciele lokalnego środowiska ze zdumieniem odkryli, że Midak "zerwał się z łańcucha" (takie sformułowanie usłyszeliśmy, to oczywiście przenośnia) i już z nimi nie kooperuje. Nastąpiło odwrócenie sojuszy, ze strony lokalnej pojawiły się głosy, że w sumie Kołakowscy nie najgorzej prowadzili klub, a "złymi" stała się rodzina Midaków. Dziś w Gdyni, można zobaczyć murale obrażające nie Kołakowskiego, a Midaka, te napisy, delikatnie pisząc, każą mu się od Arki odczepić. W tle pojawia się tajemnicza postać niejakiego "pana Kosakowskiego", który miałby być czwartym do brydża. Miałby on wykupić wierzytelność, którą posiadają Midakowie wobec Arki i w efekcie decydować o dalszych losach gdyńskiego klubu. W tej wersji nie klei się to, że jeśli zapadł wyrok sądu, który zabrania Kołakowskim dysponować połową akcji klubu - te udziały nie mogą podlegać dalszemu obrotowi. A jeśli Midakowie sprzedali je wcześniej nie mogli przecież złożyć wniosku do sądu, nie będąc właścicielami tych akcji. Pat wokół Arki trwa, jakie są na dziś możliwe rozwiązania? Chyba najprościej byłoby spłacić 2,5 mln zł Midakowi, wówczas on wycofałby pozew z sądu - w Warszawie, gdzie sprawy proceduje się najdłużej w kraju. Ale kto miałby to zrobić? Drużyna gra coraz lepiej, ale przyszłość klubu, zwłaszcza finansowa jest niepewna - kto ma łożyć środki na dalsze funkcjonowanie Arki? Kołakowscy, którzy dogadali się co do sprzedaży klubu? Gruchała, który wciąż nie jest jego właścicielem? Midak, który chce wyjąć, a nie włożyć? Miasto, które obiecało odwieszenie finansowania, gdy zakończy się konflikt, a ten trwa, co widać po pustych trybunach? Czy wielkie derby Trójmiasta odbędą się przy garstce widzów? Najważniejszy mecz rok, zarówno dla Arki Gdynia jak i Lechii Gdańsk, zbliża się wielkimi krokami - zaplanowano go za cztery tygodnie w Gdyni. Maciej Słomiński, INTERIA