Arka Gdynia wygrała trzy ostatnie mecze (licząc razem ligę i puchar) i doszła do czołówki tabeli dlatego ze sporym animuszem rozpoczęła spotkanie z beniaminkiem, Zniczem Pruszków. Zawodnicy trenera Wojciecha Łobodzińskiego nie mieli wielkich problemów z drużyną gości, którą łatwo odprawili 2-0, po bramkach Janusza Gola i Przemysława Stolca. Od początku groźny był najlepszy snajper gdynian, Karol Czubak, ale to nie był jego dzień. Schowani za podwójną gardą goście z Pruszkowa ograniczali się do przeszkadzania. Wreszcie tuż przed przerwą jak strzała skrzydłem popędził Olaf Kobacki, dośrodkował po ziemi, a na tzw. "długim słupku" czekał najstarszy na boisku, Janusz Gol, który pewnie skierował piłkę do siatki. Arka cały czas kontrolowała mecz, na 20 minut przed końcem spotkania po stałym fragmencie gry piłkę do siatki skierował Przemysław Stolc. Żółto-Niebiescy z łatwością wygrali czwarte kolejne spotkanie, w żadnym z nich nie stracili bramki i znajdują się na szóstym miejscu w Fortuna I lidze, na miejscu barażowym. Piłkarze Arki grają coraz lepiej, ale trybuny gdyńskiego stadionu wciąż pozostają puste. Kibicowski bojkot nie wygasł, a to dlatego, że w tle toczy się walka o przejęcie gdyńskiego klubu - w poprzednim tygodniu media obiegła wiadomość, że rodzina Kołakowskich dogadała się z Marcinem Gruchałą i przejęcie Arki jest przesądzone. Niespodziewanie (?) na scenie pojawił się Dominik Midak, który był właścicielem Arki przed Kołakowskimi i który domaga się środków za sprzedaż gdyńskiego klubu, których do dziś nie otrzymał. Niecierpliwy Midak złożył sprawę do sądu, który przyznał mu rację i zastawił 50 proc. akcji klubu. Gdyński węzeł gordyjski staje się coraz bardziej zawikłany. Konia z rzędem temu, kto go rozwiąże. Maciej Słomiński, INTERIA