W pierwszym półfinałowym meczu Pucharu Polski zawodnicy Arki przegrali na wyjeździe z Koroną 1-2, ale w rewanżu pokonali kielczan 1-0 i zapewnili sobie awans do decydującego spotkania. - Po wygranej z nami 2-1 rywale byli jedną nogą w finale. W ostatnim ligowym meczu Korona, grając w trochę rezerwowym składzie, pokonała w Poznaniu Lecha 1-0 i chyba niewiele osób wierzyło, że jesteśmy w stanie wyjść obronną ręką z tej trudnej sytuacji i odrobić straty. Piłka jest jednak nieprzewidywalna i dzięki temu znowu cieszymy się z awansu do finału – powiedział Marcus Vinicius. To właśnie gol strzelony w 85. minucie rewanżowej konfrontacji na własnym stadionie przez Brazylijczyka z polskim paszportem zapewnił gdynianom występ 2 maja w Warszawie na PGE Narodowym. - Nie czuję się bohaterem, bo wygrywa nie jeden zawodnik tylko drużyna i dla mnie bohaterem jest cały nasz zespół. W rewanżu zagraliśmy z sercem, ale jednocześnie rozsądnie, „na zero” z tyłu, bo gdybyśmy stracili gola, musielibyśmy odpowiedzieć dwoma trafieniami. W tym meczu dużo dały nam zmiany, bo ja zdobyłem bramkę, Ruben Jurado zaliczył asystę, a Adam Marciniak już w pierwszej połowie musiał zastąpić niedysponowanego Marcina Warcholaka. To były podobne spotkania do ubiegłorocznej ćwierćfinałowej rywalizacji z Drutex Bytovią Bytów, kiedy też musieliśmy odrabiać straty po wyjazdowej porażce 1:2 – przypomniał. 34-letni pomocnik nie ukrywa, że ten sukces był bardzo potrzebny jego drużynie, która po dwóch derbowych porażkach z Lechią Gdańsk przeżywała ostatnio trudne chwile. - Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, jak ważne i prestiżowe były to dla nas spotkania. Bardzo chcieliśmy je wygrać, ale nie udało się. To jest już za nami, a po burzy zawsze następują piękne chwile. I znowu jesteśmy w finale Pucharu Polski. Dziękuje prawdziwym kibicom, którzy w nas wierzyli i których wsparcie czuliśmy. Jesteśmy razem teraz i będziemy razem 2 maja na PGE Narodowym – podkreślił. Gol strzelony Koronie był 50. bramką tego zawodnika w barwach Arki. Marcus przyznał, że temu jubileuszowemu trafieniu towarzyszyły spore emocje. - Długo czekałem na kolejną bramkę. Kiedy pokonałem bramkarza Korony puściły emocje i popłakałem się. Tego gola dedykują Gdyni i Arce, bo jesteśmy razem, na dobre i na złe. Koledzy z zespołu mocno wspierali mnie w trudnych momentach, których w tym sezonie nie brakowało– dodał. Przeciwnikiem Arki w finale będzie zwycięzca rywalizacji Legii Warszawa z Górnikiem Zabrze. Piłkarz żółto-niebieskich zapewnia, że nie kibicuje żadnej drużynie, bo nie ma znaczenia, z kim przyjdzie im zmierzyć się w decydującym meczu. - Podobnie jak rok temu faworytem tego spotkania znowu będzie nasz rywal. My jedziemy walczyć, grać swoją piłkę i zobaczymy jaki to przyniesie efekt. W zeszłym roku ten plan się sprawdził, bo cieszyliśmy się ze zwycięstwa 2:1 po dogrywce z Lechem Poznań – podsumował Vinicius.