Maciej Słomiński, Interia: Udzieliłeś ostatnio wywiadu dla lokalnego portalu trójmiasto.pl pod znaczącym tytułem: "Być może będę musiał pójść do normalnej pracy". Przemysław Trytko, napastnik Bałtyku Gdynia: - Tak to jest, gdy ludzie czytają jedynie tytuł, treść była zgoła odmienna. Wywiad odbił się sporym echem, było kilkaset komentarzy, dostałem nawet na Facebooku wiadomość z firmy kolportującej odżywki, że jeśli chcę, mogę u nich dorobić. Powiedziałem jedynie, że w obecnej dobie niepewności, może zdarzyć się tak, że za jakiś czas zamiast grać w piłkę, pójdę do pracy. Żadna praca nie hańbi. Jaki jest twój obecny status zawodniczy? - Miałem grać w rundzie wiosennej w Bałtyku Gdynia, ale zdążyłem zagrać w jednym meczu, wybuchła pandemia, rozgrywki zawieszono i więcej nie zagramy. Nie ma spadków, utrzymaliśmy się, mimo że byliśmy czerwoną latarnią tabeli. W tym roku wkraczasz w chrystusowy wiek, jakbyś podsumował swą dotychczasową karierę? - Podsumowywać jeszcze nie chcę, bo zamierzam kolejny rok-dwa pograć. W skrócie trzy kraje, dwa kontynenty. Jako młody chłopak wyjechałeś do Niemiec, co prawda wschodnich, ale to zawsze zagranica. Są dwie szkoły: jedna mówi - wyjeżdżać jak najszybciej, a druga - zostać w kraju, coś osiągnąć i dopiero potem w świat. - W Cottbus byłem zbyt niecierpliwy. Nie grałem, więc dawałem do zrozumienia, że chcę odejść. Tomek Bandrowski wrócił stamtąd do Polski, zdobył mistrza kraju z Lechem, Łukasz Piszczek to samo z Zagłębiem, dokąd wrócił z Herthy - to motywowało do powrotu. Tak zrobiłem. Mając dzisiejszą wiedzę, postąpiłbym inaczej. Albo bym zagryzł zęby i walczył o swoje, albo w ogóle bym nie wyjeżdżał w tak młodym wieku. Mieszkasz obecnie w Gdyni z Adamem Danchem, piłkarzem Arki, może nie pierwszoplanowym, ale bardzo doświadczonym. Czy po zmianie trenera i właściciela Danch odżył? Nie jest tajemnicą, że w pewnym momencie w szatni Arki nastroje były dość ponure. - Byt kształtuje świadomość. Ciężko się przychodziło do pracy, zawodnikom zagranicznym szczególnie. Po zmianach piłkarze dostali parę pozytywnych informacji, bodźców, ma być lepiej. A Adam? Chodzi, śpiewa, podskakuje (śmiech). Ty, choć z drugiego końca Polski, mocno identyfikujesz się z Arką Gdynia. Jak oceniasz szanse Żółto-Niebieskich na utrzymanie? - Nie ma co owijać w bawełnę - sytuacja jest bardzo ciężka. Pamiętam sezon 2009/10, gdy grałem w Arce, na trzy kolejki przed końcem mieliśmy pięć punktów straty do bezpiecznej strefy. Wygraliśmy u siebie w 94. minucie z GKS Bełchatów, wygraliśmy w "10" z Piastem Gliwice, przegraliśmy ze Śląskiem we Wrocławiu i cudem się utrzymaliśmy. Wtedy spadały dwie drużyny, teraz trzy, trzeba jednak walczyć i wierzyć póki są szanse na utrzymanie. Jeśli Arka wygra derby, jest mecz z Wisłą Kraków u siebie - z tej sytuacji można wyjść. Można też przegrać oba te mecze i będzie pozamiatane. Widmo I ligi jest realne.