Mecz w Poznaniu obserwowało prawie 40 tys. widzów. Po meczu opuszczali stadion niepocieszeni - i to nie tylko dlatego, że Lech nie wygrał. Mecz był bowiem słaby - Arka skupiła się wyłącznie na obronie, Lech nie potrafił sforsować ustawionych przez nią podwójnych zasieków. Trener Grzegorz Niciński, a oprócz niego także Adam Marciniak, zgodnie mówili, że wywiezienie remisu z Inea Stadionu było celem gdynian, choć przecież przed tym pojedynkiem Arka miała o pięć punktów więcej od Lecha i była od niego w tabeli o trzy pozycje wyżej. - Trzeba to sobie jasno powiedzieć - Lech jest bardzo dobrą drużyną i zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będziemy w tym spotkaniu stroną dominującą. Nie ma co się tu oszukiwać. Jeszcze dużo pracy przed nami, byśmy mogli przyjechać na Bułgarską i dyktowali warunki Lechowi. Zadania defensywne wykonaliśmy w miarę poprawnie i ten punkt na pewno cieszy nas bardziej niż zawodników Lecha - stwierdził Marciniak. Stara zasada "cel uświęca środki" wzięła więc górę - Arka ma punkt, choć z pewnością taki poziom spotkania nie zachęci wielu widzów do kolejnej wizyty na stadionie. - Taką strategię przyjął nasz trener, że ustawimy się niżej i uważam, że gdybyśmy zagrali inaczej, nie byli tak kompaktowo ustawieni, moglibyśmy stracić bramkę. Wiem, że to nieładnie wygląda dla kibica, dziennikarza i tak dalej. Liczy się jednak wynik, a nie to co napiszą dziennikarze czy powiedzą kibice - nie ukrywa Marciniak. Jednym z pomysłów Arki na to spotkanie była próba wymuszenia błędu przez Tamasa Kadara, ale Węgier tym razem nie podarował rywalom gola. - Analizowaliśmy ostatnie spotkania Lecha i widać było u niego dużą nonszalancję i pewność siebie, wynikające także z dużych umiejętności. Liczyliśmy, że przy odrobinie braku koncentracji coś się uda zrobić. Wiele się jednak nie udało - mówił gracz Arki. - Tu zawsze jest superatmosfera, a teraz mam przyjemność grać w drużynie, która sympatyzuje z Lechem Poznań. Piłkarz nie wsłuchuje się w to, co krzyczą kibice. Wychodząc na boisko rzuciłem okiem po trybunach. Fajnie było, na pewno trochę łatwiej, niż gdyby te 40 tys. ludzi skandowało jakieś epitety - dodał Marciniak. Andrzej Grupa