- Cracovia próbowała atakować prostymi środkami, bo ma wysoki zespół. Z kolei ja się cieszę, że po stałych fragmentach gry stworzyliśmy dwie groźne sytuacje, bo to ćwiczymy na treningach - analizował na gorąco Smółka. Nie da się jednak ukryć, że spotkanie stało na bardzo niskim poziomie. Oba zespoły sytuacji stworzyły jak na lekarstwo, do tego było wiele niedokładności. - Walka w tym meczu była, ale brakuje nam skuteczności. W głowach coraz trudniej chłopakom jest to sobie poukładać. Uspokajam jednak zespół, bo wiem, że bramki przyjdą. Cieszy, że w obu meczach w Krakowie nie straciliśmy bramki i zdobyliśmy po punkcie [Arka na inaugurację zremisowała też z Wisłą 0-0], ale zdecydowanie więcej powinniśmy pokazać u siebie, bo nasi kibice na to zasługują - podkreśla Smółka, którego drużyna w poprzedniej kolejce polegała na swoim stadionie z Jagiellonią 0-2. Największą bolączką Arki jest brak skuteczności, która wynika z bardzo małej liczby celnych strzałów. W trzech spotkania w światło bramki gdynianie trafili raptem pięciokrotnie! - Gdybyśmy jednak chcieli śrubować te statystyki, to uderzalibyśmy z połowy... Musimy nauczyć się dochodzić do sytuacji. Wiem jak to wygląda, ale chcę przypomnieć, że nasz zespół jest w przebudowie i nikt wysokich celów nie deklarował. Znam jednak wartość drużyny i wiem, w jakim kierunku to idzie. Pośpiech i szukanie krytyki to cechy, które mamy wszyscy, tymczasem teraz potrzeba spokoju - uważa Smółka. Z Krakowa Piotr Jawor