Maciej Słomiński, Interia.pl: Wywodzi się pan z branży finansowej, bardzo odległej od piłki nożnej. Co pana najbardziej zaskoczyło w okresie, w którym sprawuje pan funkcję prezesa Arki Gdynia? Radomir Sobczak, prezes zarządu Arki Gdynia: - Branża jak każda inna. Firma tak samo. Są przepływy finansowe. Na koniec dnia lewa strona musi się zgadzać z prawą. A co mnie zaskoczyło? Chyba to, że przez miesiąc mojego urzędowania zdarzyło się tyle, co podczas dwóch lat w firmie z innej dziedziny. PZPN o miesiąc, z 31 marca do 30 kwietnia, przesunął termin składania wniosków licencyjnych. Czy ma to dla Arki jakieś znaczenie? - Jesteśmy praktycznie gotowi z wnioskiem. Nie mamy zobowiązań podlegających procesowi licencyjnemu, według stanu na 31 grudnia ubiegłego roku. Jak zapatruje się pan i pana klub na pomysł prezesa Rakowa Częstochowa - dogranie ligi w odgrodzeniu od świata zewnętrznego? - Patrzę na tę sprawę na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze takie granie wymagałoby odcięcia od świata kilku tysięcy osób. Nie mówimy przecież tylko o zawodnikach i sztabach drużyn, ale również o ekipach telewizyjnych, dziennikarzach itd. To byłoby bardzo ryzykowne. Co gdyby ktoś z nich okazał się chory? Wówczas pobite gary i kończymy granie? Z drugiej perspektywy: fajnie jest grać, jeszcze fajniej wygrywać, ale czy na pewno jest to czas na zabawę i święto? Bo w moim przekonaniu mecz jest swego rodzaju świętem. Bardzo wątpię, czy jest to dobry czas na to. Co dalej? - Prezes Boniek mówił, iż w piątek lub poniedziałek ogłosi kompleksowe rozwiązania dla całej ligi. Zobaczymy co wtedy. Do końca marca zawodnicy trenują indywidualnie. Aby wznowić rozgrywki 26 kwietnia, 2-3 tygodnie wcześniej musimy zacząć trenować w grupach. Czy tak się stanie? Ja bym na to swych pieniędzy dziś nie postawił. No właśnie, pieniądze. Temat-rzeka. Media lokalne i ogólnopolskie pisały, że jeśli Arka spadnie z Ekstraklasy, z powodów finansowych w kolejnym sezonie będzie grała w IV lidze. Czy może pan te doniesienia skomentować? - Zacznijmy od tego, że nie wierzę w spadek Arki z Ekstraklasy. Chcemy się utrzymać i to nie przy zielonym stoliku. Jako prezes zarządu muszę brać pod uwagę wszystkie scenariusze. W najwyższej lidze i na jej zapleczu mamy zupełnie inny poziom finansowania. Inny byłby również skład osobowy drużyny, gdyby przyszło jej występować w I lidze. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jeśli, nie daj boże, Arka zajęłaby miejsce spadkowe, będzie występować w lidze pierwszej, nie w czwartej. Mówi się o konieczności ogłoszenia upadłości klubu. - Zarząd klubu jest powołany w określonym celu. Jest to okres podwójnie trudny, z powodu koronawirusa. Ograniczyliśmy ostatnio wydatki w znacznym stopniu. Pół żartem można powiedzieć, że my już wcześniej wprowadziliśmy wariant oszczędnościowy, który teraz, z racji pandemii będą wdrażać inne kluby. Nie jest tajemnicą, że toczą się rozmowy w kwestii zmiany właściciela pakietu kontrolnego Arki. W ślad za tym poszło oświadczenie gdyńskiego przedsiębiorcy Romana Waldera (TUTAJ), który pisał że klubu nie przejmie. - Nie brałem udziału w rozmowach z panem Walderem w tym kontekście. Wiem, że toczą się rozmowy na poziomie właścicielskim, lecz nie biorę w nich aktywnego udziału. Moją rolą jako prezesa zarządu jest udostępnienie informacji na temat stanu finansów klubu potencjalnym oferentom. Nie ja jestem w tym procesie decyzyjny. To jest rola właściciela i oferentów. Wierzę, że nasi sponsorzy pozostaną z nami i będą wspierać klub w tych trudnych czasach. Pod koniec okna transferowego Jagiellonia Białystok bardzo chciała pozyskać utalentowanego skrzydłowego Arki, Mateusza Młyńskiego. Jak daleko było od porozumienia? - Bardzo daleko. Rozmawiał Maciej Słomiński