Leszek Ojrzyński wraca na trenerską ławkę. W lany poniedziałek zadebiutuje, jako trener Arki Gdynia i to od razu w meczu, używając policyjnej terminologii, podwyższonego ryzyka. Arkowcy zagrają w Gdańsku z Lechią, więc możliwości są dwie: albo będzie wejście smoka, albo wielkie lanie.
Adam Drygalski, Interia: Brakowało Ekstraklasy?
Leszek Ojrzyński, nowy trener Arki Gdynia: I to jak! Adrenaliny, wyzwań i meczów. Ale na "dzień dobry" mam te emocje gwarantowane, bo gramy derby z Lechią Gdańsk, w perspektywie ostatnie spotkanie sezonu zasadniczego i podział punków. Później finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Przede mną dwa szybkie miesiące życia.
To może być spektakularny powrót, albo piękna katastrofa.
- Do odważnych świat należy! Obym zawsze miał takie wyzwania. Sport nie jest miejscem dla ludzi, którzy lubią się zastanawiać. Albo się bierze byka za rogi, albo zakłada kapcie i czyta gazetę w dużym pokoju. Lubię duże wyzwania i dlatego jestem w Arce.
Telefon z poważną propozycją pracy długo nie dzwonił. Nie obawiał się pan, że jest już po drugiej stronie rzeki i zaraz trzeba będzie szukać pracy w niższych ligach?
- Ofert z pierwszej ligi było chyba siedem, z drugiej też kilku prezesów proponowało pracę. Nie ukrywam, że trochę się nad tym zastanawiałem, ale podchodziłem do tego z chłodną głową. A propozycja z Gdyni przyszła w najmniej oczekiwanym momencie, bo byłem z synem na testach w Liverpoolu i musiałem szybko stamtąd wracać.
Może trzeba było dać sobie więcej czasu na wstrzymanie, bo czarny scenariusz uwzględnia w przyszłym sezonie grę Arki w pierwszej lidze i to ze statusem nie zdobywcy, a finalisty Pucharu Polski.
- To dla mnie żadna nowość. Jak obejmowałem Koronę, to wszyscy widzieli ją już piętro niżej. To samo z Podbeskidziem i Górnikiem, które były na ostatnich miejscach, kiedy tam przychodziłem. Sytuacja Arki, w porównaniu do tamtych klubów, jest zupełnie inna. Mam na myśli nie tylko dorobek punktowy, ale i całe zaplecze. Natomiast faktem jest, że passa ostatnio nie jest dobra. Mecz z Lechią to wymarzony moment, aby ją zatrzymać.
Pan lubi nadawać charakter walczaków swoim drużynom. Derby to idealny sprawdzian, aby oddzielić chłopców od mężczyzn?
- Derby to świetny mecz, aby pokazać zdrowy rozsądek i nie kończyć na przykład w dziewiątkę. Dla moich piłkarzy taki mecz to żadna nowość, bo przecież grali już z Lechią kilka miesięcy temu. Kto dostanie szansę gry od pierwszej minuty, tego jeszcze jednak nie wiem, bo mam trochę znaków zapytania.
Arka zagra drugiego maja o Puchar Polski. Wyciągnął pan wnioski z przeszłości?
- Kibice mogą być pewni, że zobaczą najlepszy skład osobowy, jakim będę dysponował. Jestem mądrzejszy o doświadczenia z Bielska, gdzie nie wystawiłem najmocniejszego zespołu, a los okazał się bezlitosny. Niektórych to zabolało i przyjmuję do wiadomości, że byłem sprawcą sporego zawodu. Teraz ten finał już jest a trofeum w zasięgu ręki, bo mój poprzednik wykonał bardzo dobrą robotę. Walka z Lechem w Warszawie, to są mimo wszystko jeszcze lata świetlne. Wie pan, jak brzmi modelowa odpowiedź na tak postawione pytanie?
No jak?
- Najważniejszy mecz to ten, który jest przed nami. Czyli, w przypadku Arki, mecz z Lechią Gdańsk.