Maciej Słomiński, Interia: Jesteś urodzonym w Lubinie wychowankiem tamtejszego Zagłębia. To dla ciebie miasto i klub takie jak wszystkie inne? Adrian Błąd, pomocnik GKS Katowice: - Oczywiście, że nie. Od urodzenia jestem związany z "Miedziowymi". Wychowałem się na osiedlu, które mocno się z tym klubem identyfikuje. Grałem w Zagłębiu, a teraz jestem jego kibicem i takim pozostanę do końca. Urodziłeś się w 1991 roku, zaraz potem Zagłębie zdobyło tytuł mistrzowski. Drugi tytuł zdobyty został na twoich oczach. - Tak, byłem na meczu na Legii w 2007 roku z szalikiem. Miałem akurat wolny weekend w juniorach, dlatego podjąłem spontaniczną decyzję i miałem okazję świętować przy Łazienkowskiej. Cieszę się, że tam byłem z moim klubem. Dla Lubina to było wielkie wydarzenie. Czy należysz do klubu piłkarzy wyznających zasadę, że wychowankowie mają ciężej, by zaistnieć w macierzystych klubach niż gracze ściągani z kraju? - Kiedyś można było domorosłych piłkarzy w klubach policzyć na palcach jednej ręki. Teraz czasy się trochę zmieniają, to zmiana na lepsze. Dobrze funkcjonują akademie i coraz więcej chłopaków dostaje szanse. Widać to doskonale na przykładzie Zagłębia Lubin. Z Zagłębia byłeś wypożyczany do Zawiszy Bydgoszcz i Arki Gdynia. Czy przyjaźnie "Miedziowych" kibiców z fanami tych klubów miały wpływ na wybór miejsca pracy? - Wiedziałem do jakich klubów idę, co to za miasta i kibice. Na pewno moje emocje i sympatie grały rolę. W Arce grałeś rok - 14 meczów i tylko jeden gol. Za to dość ważny. - Tak, to był dość szczególny gol, zdobyty w derbowym meczu z Lechią Gdańsk. Przed tym spotkaniem ciśnienie było ogromne, to był pierwszy pojedynek Arki z Lechią po pięciu latach przerwy. Rozgrzewając się przed meczem bardziej niż na boisko patrzyłem,co się dzieje na trybunach. Latały race, nad nimi helikoptery. Trybuny wrzały i tak samo było na boisku. Trwała walka na każdym metrze boiska. Mój pobyt w Gdyni nie był oszałamiający, ale przez gola w derbach zostałem zapamiętany. Rozmawiałem niedawno z Przemysławem Trytką (<a href="https://sport.interia.pl/klub-arka-gdynia/news-przemyslaw-trytko-arka-jest-klubem-fajniejszym-od-lechii,nId,4523952" target="_blank">Czytaj tutaj!</a>), który finał Pucharu Polski z tamtego sezonu, w którym Arka niespodziewanie pokonała Lecha 2-1, uznał za najlepszy moment swej kariery. - W tamtym meczu niestety nie zagrałem, zostałem odesłany na trybuny. To nie była moja pierwsza wizyta na Stadionie Narodowym. Z Zagłębiem zagrałem w finale Pucharu Polski trzy lata wcześniej, wszedłem na boisku w 110. minucie meczu i w serii rzutów karnych pokonałem bramkarza Zawiszy Bydgoszcz. Niestety przegraliśmy wtedy. Jeśli chodzi o Arkę, nawet będąc na trybunach, gdy twoja drużyna wznosi Puchar Polski to jest to coś wyjątkowego. Nie podbiłem świata grając w Gdyni, ale warto było tam iść choćby dla tej chwili zdobycia trofeum. Do dziś za Arkę trzymam kciuki. W końcówce sezonu 2016/17 sytuacja była podobna jak obecnie - Arka desperacko broniła się przed spadkiem, a Zagłębie było już spokojne. Był taki mecz w Lubinie, o którym do dziś się różnie mówi. To goście bardziej potrzebowali punktów, wygrali 3-1, w czym gospodarze niespecjalnie przeszkadzali. - Śledziłem ten mecz z trybun po złamaniu ręki. Gdyby ten mecz zakończył się wygraną Arki choćby 1-0, też byłyby wielkie dywagacje. Kilku zawodnikom Zagłębia kończyły się kontrakty, piłkarz zawodowy nie może sobie pozwolić na odpuszczanie, bo nikt go nie zatrudni. Relacje kibicowskie też grały rolę. Cały stadion przez 90 minut dopingował Arkę, goście czuli się jak u siebie, to na pewno miało wpływ. "Żółto-Niebiescy" walczyli o życie, często jest tak, że wygrywa drużyna, której bardziej zależy. Ludzie będą dopisywać różne teorie, nic na to nie poradzę.