Edyta Sienkiewicz: Panie trenerze, jak oceniłby pan ten ostatni etap - mordercza wspinaczka pod Alpe Cermis? Jaka była taktyka? Aleksander Wierietielny trener Justyny Kowalczyk: Taktyka była taka, żeby unieść nogi do samej góry. Udało się! Był moment zdenerwowania, niepewności, bo Johaug ruszyła bardzo mocno? - Tak, był taki moment, kiedy było 35 sekund między nimi, ale po chwili dostałem informację, że jest 41 sekund. Zrozumiałem, że Johaug nie odrabia, że Justyna utrzyma ten dystans. Już byłem spokojny i później widziałem, jak Justyna przebiegała, że ta odległość jest bardzo duża, że będzie to nasze zwycięstwo. Jeżeli porównamy te wszystkie zwycięstwa, to można powiedzieć, że ten Tour był dla was łatwiejszy? - Zdecydowanie łatwiejszy, niż poprzednie edycje. Jeden dzień, kiedy Justyna poczuła zmęczenie, to była niedziela - ostatni etap. Poprzednie dni były na luzie, lekkie. Zwłaszcza te biegi techniką klasyczną. To była deklasacja! - Tak, to była deklasacja. Justyna podczas biegu na 3 km "odjechała" na 16 sekund. Po tych biegach - na 3 i 10 km klasykiem - nie czuła się tak zmęczona. Dała z siebie wszystko, ale nie była wyczerpana. Była w dość dobrej dyspozycji. W przyszłym roku odpuścicie Tour de Ski? Bo zapowiedział pan, że tym razem to naprawdę koniec. - Trzeba sprawdzić, czym się skończy, co nam dał ten Tour, jak nam pójdą mistrzostwa świata. Jeżeli będzie wszystko w porządku, to zobaczymy. Może potraktujemy to jako element przygotowań do IO. Jeżeli okaże się podczas mistrzostw świata, że ten Tour dał nam w kość, to zmienimy taktykę. W lutym wrócicie do Włoch na mistrzostwa świata. Widać, że Justynie te trasy odpowiadają. - Tak, to była bardzo dobra próba i faktycznie te trasy jej odpowiadają. Najważniejsze jest to, żeby była w takiej formie podczas mistrzostw świata, żeby udało nam się to utrzymać. Wtedy będzie bardzo dobrze. Tour de Ski był super, oby tak biegała jeszcze przez dwa miesiące. - Ostatnio w mediach pojawiły się informacje, że w marcu Justyna ma się poddać kolejnemu zabiegowi. Tym razem piszczeli. Sprawa jest naprawdę tak poważna, czy to wszystko jest wyssane z palca? - Na temat tego zabiegu mogę powtórzyć to, co mówiła Justyna. Ona jest przeciwna temu zabiegowi, bo w tym roku miała ten zabieg i nic to nie dało, nic nie pomogło. Problem jest bardzo poważny, borykamy się z tym od paru lat. Cały czas to dokucza i musimy znaleźć jakiś sposób, który ułatwi jej bieganie stylem dowolnym. Jak będą wyglądały kolejne dni? - Jutro przystępujemy do poważnych treningów, bo przez te 10 dni nie było treningów, były tylko starty i przejazdy, bardzo męczące przejazdy. Później były te bardzo męczące wywiady, bo Justyna była od drugiego dnia liderką Tour de Ski - wywiady, konferencje, kontrola antydopingowa - w sumie dwie godziny. W tym czasie inne zawodniczki mogły się zregenerować, były na "rozbieganiach". My tego nie mieliśmy, także teraz trzeba odbudować wszystko, co straciliśmy przez te 10 dni. Potrzebujemy odbudowy siły, wytrzymałości, po prostu normalnych treningów. Zostajemy we Włoszech. Trenujemy na tych trasach, na których odbędą się mistrzostwa świata. Nie mogę nie zapytać o te docinki, przezwiska, które pojawiały się w norweskiej prasie. Czujecie odrobinę satysfakcji? "Wy nie wygraliście Tour de Ski, a ja zrobiłam to cztery razy" - powiedziała Justyna. - I ma rację. Zwłaszcza, że my nie zwracaliśmy uwagi na ich docinki, głupie wypowiedzi. Robimy swoje, dobrze nam to wychodzi. Było już siedem edycji. Norwegom do tej pory nie udało się wygrać. Może uda im się w przyszłym roku, jeżeli my nie wystartujemy. Przeczytaj cały wywiad z Aleksandrem Wierietielnym