Polska biegaczka narciarska została przesunięta na szóstą pozycję w niedzielnym finale sprintu w Davos, mimo że na mecie była trzecia. To kara za zabiegnięcie drogi Kikkan Randall. - Sędziowie stwierdzili, że Justyna zmieniła korytarz, w którym finiszują zawodniczki, w momencie, kiedy nie wolno jej było tego zrobić. Przeskoczyła, ponieważ zobaczyła Amerykankę i chciała ją zablokować. My wiemy, że Justyna wykonała manewr w dobrym momencie, kiedy mogła wybrać tor, bo przecież była przed rywalką. A później to Randall na nią wpadła, Justyna biegła ze wszystkich sił do mety i co? Może miała ustąpić miejsca rywalce? - mówił trener. To była normalna, sportowa, walka. Mamy zapis telewizyjny, który potwierdza nasze słowa. Jury miało nagranie na którym nic nie było widać, założyli więc winę Justyny i ją zdyskwalifikowali - stwierdził Wierietielny. - My jednak będziemy walczyć. Nie mamy zamiaru podkulić ogona i odejść ze spuszczoną głową. Nie wiem, co prawda, co osiągniemy naszym protestem, bo może być tak, że koledzy będą bronić kolegów, a w tym wypadku to są praktycznie sami Skandynawowie. Ręka rękę myje. Jury na tych zawodach podjęło bardzo złą decyzję, ale być może FIS nie będzie chciał się kompromitować i nic możemy nie zdziałać protestując. Teoretycznie pierwotny wynik powinien być przywrócony, ale nie wiem, czy tak się stanie - zakończył trener Kowalczyk. Zobacz jak wyglądała końcówka finału sprintu w Davos: