Rok temu Kowalczyk (AZS AWF Katowice) była o tej porze również w tym samym miejscu, na lodowcu Dachstein, ale wówczas treningi miała mniej intensywne niż zazwyczaj. "Wtedy oszczędzaliśmy operowaną w marcu prawą nogę, unikaliśmy biegów przełajowych oraz techniki łyżwowej na nartach. Teraz nie było takiej potrzeby, bo kolano nie sygnalizuje bólem, że coś jest z nim nie w porządku. Zrealizowaliśmy generalnie to, co sobie zaplanowaliśmy. Zdrowie i siłę Justyna ma, z formą jest dobrze, oby tak dalej" - powiedział Wierietielny po powrocie do domu w Poroninie. Zaznaczył, że z pogodą było różnie. Jednego dnia świeciło słońce, innego było pochmurnie, padał śnieg, i to nawet tak sypał, że trzeba było przerwać zajęcia. Na trasie, tej pięcio-, jak i dziesięciokilometrowej, było tłoczno, gdyż biegało sporo narciarzy, m.in. dwukrotny olimpijczyk Maciej Kreczmer (LKS Poroniec Poronin), treningowy partner Kowalczyk. Na pytanie, ile "desek" przetestowała w tych różnych warunkach Kowalczyk, nie był w stanie odpowiedzieć: "Na pewno dużo, ale ja się tym nie zajmuję. Od tego są serwismeni". Wierietielny, który 31 lipca skończył 66 lat (urodził się w Parkkala-Ud położonym 60 km od Helsinek), nie jest przesądny, jeśli chodzi o daty, ale ma nadzieję, że trzynasty sezon współpracy z Kowalczyk będzie szczęśliwy. "Najważniejsze, że nie jestem zmęczony fizycznie, ani psychicznie. Organizm przyzwyczaił się do takiego trybu pracy, nabrał też doświadczenia przez tak długi czas. Jako trener zacząłem pracować bardzo wcześnie, mając 25 lat. W zasadzie to z konieczności, po tym gdy z przyczyn zdrowotnych w wieku 22 lat musiałem zakończyć zawodniczą karierę biathlonisty" - wspomniał szkoleniowiec, który w 1991 roku otrzymał polskie obywatelstwo. Teraz tydzień pobytu w Polsce i Kowalczyk wraz z ekipą odleci na kolejne zgrupowanie, tym razem na dłużej, do... Finlandii, gdzie urodził się jej trener. "Do swych domów wrócimy dopiero na Boże Narodzenie" - poinformował Wierietielny.