31-letnia Kowalczyk przyjechała na olimpiadę z kontuzją lewej nogi; biegła z nią już podczas Pucharu Świata w Dobbiaco. Przed startem w biegu łączonym na 15 km nie zdecydowała się na badanie. Twierdziła, że informacja o stanie zdrowia może niekorzystnie wpłynąć na jej stan psychiczny przed kolejnymi występami. Ostatecznie rentgen został przyspieszony o kilka dni i okazało się, że multimedalistka IO i MŚ ma złamaną piątą kość śródstopia. - Uważałem, że nie ma co czekać z przeprowadzeniem badania do zakończenia biegu na 10 km techniką klasyczną (zaplanowany na 13 lutego - PAP). Sytuacja, w której bardzo znana zawodniczka jest z kontuzją na igrzyskach i tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi, jest trudna do zrozumienia dla całego społeczeństwa. Dla mnie, jako lekarza, to była komfortowa sytuacja, kiedy Justyna Kowalczyk się zgodziła, bowiem wiemy o złamaniu i wiemy jak zmniejszyć ból podczas startu - powiedział Szymanik. Stacjonujący w wiosce olimpijskiej "Endurance" doktor Szymanik podkreślił, że przyspieszenie wykonania rentgenu ułatwiło przygotowanie ją do walki na 10 km "klasykiem". - Widząc zdjęcie rtg widzimy co do centymetra gdzie jest złamanie. Gdyby badanie zostało wykonane w pierwszym tygodniu po urazie, nic by to nie zmieniło, poza klarowną sytuacją. Moja decyzja byłaby prawdopodobnie taka sama: jedziemy i startujemy na olimpiadzie. Z medycznego punktu widzenia nie zrobi sobie dużo większej krzywdy startując ze złamaniem piątej kości śródstopia - ocenił. Ortopeda podkreślił, że Kowalczyk może jeszcze kilka razy wystąpić w Soczi. - Bieganiem nie doprowadzi do gorszego stanu stopy, ale jeśli chodzi o postępowanie medyczne, trzeba będzie podjąć leczenie złamania. Zaproponowałem dwie opcje, ale do tej informacji będziemy mogli wrócić po biegu na 10 km - dodał. Na razie więc Kowalczyk szykowana jest do swej najważniejszej konkurencji na igrzyskach. - Przygotowujemy ją dwutorowo - po pierwsze zniesienie bólu na okres biegu, po drugie - stabilizacja, a więc założenie specjalnych wkładek - przyznał lekarz, który w wiosce "wytrzymałościowej" pomaga polskim biegaczom i biathlonistom. Szymanik zapewnił, że tzw. blokada będzie wykonana w sposób całkowicie dozwolony, mając na uwadze przepisy MKOl, WADA i FIS. - Stosujemy się do przepisów tych trzech organizacji, jeśli chodzi o substancję i drogi ich podania. Biorę za to odpowiedzialność w 100 proc. Środki przestają działać w momencie zakończenia biegu plus do godziny potem. Wtedy dolegliwości bólowe są najsilniejsze, bowiem w czasie rywalizacji dochodzi do mikroruchów w okolicy złamania - przyznał. Usztywnienie stopy w bucie narciarskim będzie polegało na zastosowaniu specjalnych wkładek, a ponadto będą podjęte działania przeciwbólowe - zarówno ogólne, jak i miejscowe, pozwalające do maksimum zmniejszyć odczuwanie bólu. - To wkładki termoplastyczne, które amortyzują mikrodrgania podczas biegu. Nie tylko wyczynowi sportowcy ich używają, chodzi o to, aby nie było zmian przeciążeniowych wynikających z dużej intensywności treningu. Co innego gdybyśmy mieli do czynienia ze złamaniem zmęczeniowym, wtedy mogłoby dojść do przemieszenia kości, dlatego namawiałbym Justynę do zupełnie innego leczenia - dodał. Szymanik zapowiedział, że okolica znieczulenia będzie jak najmniejsza. - Każde rozszerzenie działania farmakologicznego, to strata czucia. Doktor mówił, że wkładki teraz są stosowane zamiast gipsu przy złamaniach piątej kości śródstopia. - Sugerujemy pacjentom chodzenie przez kilka tygodni na twardej, nie zginającej się podeszwie. Dodał, że tzw. kule nie są potrzebne, tak też jest w przypadku polskiej narciarki. Przewodniczący Komisji Medycznej Polskiego Związku Narciarskiego chwalił poziom zabezpieczenia medycznego na igrzyskach. - W wiosce mamy dostęp do pełnej diagnostyki, np. do rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej. Z Soczi - Radosław Gielo