Tour de Ski - najważniejsza impreza sezonu - zakończył się pełnym sukcesem Justyny Kowalczyk. Jej sztabowcy też czują satysfakcję...? Mateusz Nuciak: - Powiem nieskromnie, że podczas Tour de Ski nie mieliśmy żadnej wpadki przy smarowaniu nart. W przeciwieństwie do Norwegów, którzy w dodatku dysponują znacznie większym budżetem. Justyna zawsze po zawodach zachowuje się kulturalnie, przychodzi do kabiny i dziękuje nam za dobrą pracę. Teraz nie było inaczej. Muszę zresztą przyznać, że niezadowolona bywa coraz rzadziej. Ona przygotowania do sezonu zimowego inauguruje w maju. A kiedy pracę zaczynają serwismeni? - Nieco później niż Justyna. Narty, które dostarcza producent, trzeba przetestować, np. sprawdzić, jak się zachowują w różnych warunkach atmosferycznych. Puchar Świata rozpoczyna się pod koniec listopada, my razem z Justyną pojechaliśmy w tym roku na zgrupowanie do Ramsau na początku października. Narciarki zwykle mają swoją ulubioną technikę - klasyczną lub dowolną. Czy serwismeni także mają specjalizacje? - Tak, bo w zależności od stylu narty różnie się przygotowuje. Ja i Rafał Węgrzyn (asystent trenera Aleksandra Wierietielnego) odpowiadamy za te do techniki dowolnej, natomiast Estończycy Are Mets i Peep Koidu do "klasyka". Narty do "łyżwy" smaruje się na całej długości, zapewniając jak najlepszy ślizg. Z tymi do techniki klasycznej sprawa jest bardziej skomplikowana. One mają taki fragment, pod stopą i nieco przed nią, który ma za zadanie ułatwiać pokonywanie podbiegów. Ta część jest inaczej smarowana niż reszta powierzchni. Ile par nart zabieracie na typowy weekend startów w Pucharze Świata? - Zwykle około 80-90. Maksymalnie 100. Pracę rozpoczynamy mniej więcej cztery godziny przed startem. Na bieżąco testujemy przygotowywane narty i szukamy najlepszego rozwiązania. Ostatecznie Justyna wybiera z kilku par, ale one z reguły nie różnią się już smarowaniem tylko konstrukcją. Jaka pogoda najbardziej utrudnia wam pracę? - Zdecydowanie najgorzej jest przy temperaturze około zera stopni, w której - jak wiadomo - woda zmienia stan skupienia. Wtedy w przygotowanych torach do stylu klasycznego zbiera się śnieg, który w niektórych miejscach na trasie może topnieć, a w innych się utrzymywać. Padający śnieg też nie ułatwia nam zadania. Początek rywalizacji nie oznacza końca waszej pracy? - Musimy jak najszybciej zająć upatrzone wcześniej pozycje wzdłuż trasy. Na wszelki wypadek zabieramy ze sobą zapasowy kijek czy nartę, bo nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć. W biegach indywidualnych monitorujemy też czasy, jakie osiągają zawodniczki, które ruszyły przed Justyną, by informować ją o rezultatach rywalek. Ile kosztują specjalistyczne smary? - Są bardzo drogie. Opakowanie 30-gramowe kosztuje 70-80 euro, a wystarcza na zaledwie pięć... sztuk, a nie par nart. Rozmawiał: Wojciech Kruk-Pielesiak