"Wiele było krytyki i kpin z Therese po jej pozytywnym wyniku testów antydopingowych. Polska biegaczka narciarska napisała nawet, że otwiera popcorn, gdy Komisja Antydopingowa decydowała o 14-miesięcznym zawieszeniu, zmniejszonym później do 13 miesięcy. Wiele osób nazwałoby to hipokryzją. Kowalczyk znalazła się w podobnej sytuacji w 2005 roku, kiedy to w jej organizmie wykryto zakazaną substancję, użytą przez nią do złagodzenia bólu w Achillesach" - czytamy w "Dagbladet".Afera dopingowa z Johaug w roli głównej wybuchał w październiku ubiegłego roku. W organizmie Norweżki wykryto steryd o nazwie clostebol. Johaug tłumaczyła, że zakazana substancja znajdowała się w kremie, który miała stosować na oparzenia warg. Całą winę wziął na siebie lekarz reprezentacji Norwegii Fredrik Bendiksen. Tuż po wybuchu afery Kowalczyk zamieściła na Twitterze ironiczny wpis: "Ładne opakowanie tej maści". Załączyła także wymowne zdjęcie z opakowanie kremu na którym wyraźnie widać oznakowanie ostrzegające, że maść zawiera niedozwolone dla sportowców substancje. Innym razem podopieczna Aleksandra Wierietielnego napisała: "Gdyby ktoś miał wątpliwości: biegacze narciarscy z większości krajów badani są często. I bardzo dobrze. Z większości krajów, powtarzam". Wpis opatrzyła zdjęciem próbek moczu do kontroli antydopingowej. Trudno nie było odnieść wrażenia, że Polka miała na myśli właśnie Norwegię.Johaug - mistrzyni olimpijska z Vancouver w sztafecie (2010) i siedmiokrotna mistrzyni świata - w piątek została zdyskwalifikowana na 13 miesięcy przez norweską konfederację sportu. Czas dyskwalifikacji biegnie od października 2016 roku, gdy została zawieszona. Oznacza to, że Johaug będzie mogła wystartować w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Zawodniczka była już nawet na rekonesansie w Korei.Po ogłoszeniu wyroku, firma Fischer rozwiązała umowę z Johaug, co oznacza dla Norweżki stratę wielu milionów koron. Zobacz materiał wideo: