Komentatorzy kanału szwedzkiej telewizji SVT nie byli zaskoczeni pierwszą zmianą "odrodzonej" Justyny Kowalczyk. Potem wyrażali rosnące zdumienie, że polska sztafeta nie traci dystansu lecz "niespodziewanie silnie walczy w czołówce medalowej". "Skąd ta siła? Ona nie słabnie, jak się spodziewaliśmy, tylko przyspiesza i to bardzo... Myśleliśmy, że to Kowalczyk będzie siłą napędową tej sztafety lecz ku naszemu zaskoczeniu obie Polki okazały się równie mocne, i to aż za bardzo, dla Szwedek, które dopiero na ostatnich centymetrach wyrwały swój srebrny medal" - komentował reporter. Pod koniec biegu, kiedy Jaśkowiec zwiększyła przewagę nad "sztywniejącymi" Szwedką i Niemką, dziennikarze przyznali, że jej siła wywołała u nich "bolesne dreszcze", a medal dla Szwecji wydawał się "już stracony". Zdaniem dziennika "Aftonbladet" na ostatniej zmianie Jaśkowiec narzuciła tempo niemożliwe do wytrzymania dla rywalek. "Kiedy wydawało się, że Polska ma już zapewniony srebrny medal, w Stinie Nilsson obudziły się nowe siły. To przecież nasze nowe szwedzkie dzikie zwierzę. W czwartek zdobyła srebrny medal w sprincie indywidualnym" - podkreślono w relacji. Nilsson powiedziała na mecie, że pod koniec opadła już tak z sił, iż pogodziła się z widokiem pleców Jaśkowiec. Przyznała, że gdyby bieg nie był rozgrywany w Szwecji, nie dałaby rady. "Dopiero na ostatniej prostej wrzask publiczności pobudził mnie do walki. Kiedy słyszysz tysiące ludzi skandujące w euforii twoje imię, to wchodzisz w inny wymiar" - zaznaczyła. Dziennik "Expressen" napisał: "Szybko stało się wiadome, że Norweżkom nikt nie mógł zagrozić więc cała uwaga i dramaturgia tej konkurencji skoncentrowała się na walce o drugie i trzecie miejsce, które miało być rozdane pomiędzy Niemki i Szwedki. Ale tego dnia Polki zaskoczyły nas, stwarzając prawdziwy dreszczowiec". Ze Sztokholmu - Zbigniew Kuczyński