Kowalczyk nie weźmie udziału we wtorkowym biegu indywidualnym na 10 km techniką dowolną. Narciarka z Kasiny Wielkiej do rywalizacji wróci dopiero w czwartek, przy okazji zmagań sztafet. W sobotę, na zakończenie mistrzostw, czeka ją bieg na 30 km techniką klasyczną. W tej konkurencji zdobyła złoty medal igrzysk olimpijskich w Vancouver (2010). - Wczoraj Justyna trenowała na trasach turystycznych, dziś ma wolne. Maciek natomiast musi się rozbiegać po niedzielnych zawodach - powiedział Wierietielny. Kreczmer razem z Maciejem Staręgą zajęli w sprincie drużynowym 12. miejsce. Pobiegli o 6,2 s za wolno, by znaleźć się w ścisłym finale. Triumfowali Rosjanie, kolejne miejsca zajęli Szwedzi i Kazachowie. Tuż przed Polakami sklasyfikowano Norwegów, którzy także odpadli w półfinale. - Dobrze biegali, starali się, ale troszeczkę zabrakło. Zobaczymy jak będzie w kolejnych startach - ocenił krótko szkoleniowiec. Val di Fiemme gospodarzem MŚ jest po raz trzeci. Poprzednio miało to miejsce w 1991 i 2003 roku. 10 lat temu Kowalczyk w imprezie tej rangi debiutowała. Zdaniem Wierietielnego zarówno wtedy, jak i obecnie impreza jest zorganizowana bez zarzutu. - Organizacyjnie Włosi zawsze trzymają poziom. Przede wszystkim świetnie przygotowują trasy. Wszystko przebiega sprawnie, bez zakłóceń. Niczego nie można im zarzucić, należy tylko chwalić - podkreślił. W przeciwieństwie do lekkiej atletyki czy pływania, w biegach narciarskich nie ma tabeli rekordów świata. Rezultatów w poszczególnych konkurencjach nie sposób porównać, bo wiele zależy choćby od profilu trasy. Trudno przez to ocenić, jak na przestrzeni lat zmieniał się poziom rywalizacji. - Jedno jest pewne, każde mistrzostwa świata, czy to 30 lat temu, czy nawet 50, jak na swoje czasy wyróżniały się poziomem. Te nie są pod tym względem wyjątkiem - przyznał doświadczony, 65-letni trener. Bez trudu można za to dostrzec inne zmiany w tej dyscyplinie. - Gołym okiem widać postęp technologiczny - powiedział Wierietielny, patrząc na potężną ciężarówkę serwisową norweskiej reprezentacji. - Jednak nie ma się co dziwić. 10 lat temu też korzystano z czegoś, czego nie było 20 lat temu. Z roku na rok idzie postęp i tak będzie też w kolejnych latach - dodał. Z Val di Fiemme Wojciech Kruk-Pielesiak