Polka na ceremonii medalowej ponownie pojawiła się w rozpuszczonych włosach, a nie z warkoczem. Tak jak w poprzednich dniach dekorację najlepszych zawodników oglądał kilkudziesięciotysięczny tłum kibiców. Zdobycie kolejnego krążka na dużej imprezie podopieczną Aleksandra Wierietielnego bardzo cieszy, ale niedosyt, że nie jest on złotego koloru, tym razem jest silniejszy niż wcześniej. "Choć pięknie jest odbierać medal mistrzostw świata, to jestem trochę smutna i ten smutek pozostanie ze mną pewnie trochę dłużej. Trener robił co mógł, abym przyszła po medal możliwie uśmiechnięta" - dodała narciarka z Kasiny Wielkiej. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami wtorek będzie dla Polki pierwszym od ponad dwóch miesięcy dniem bez nart. Na dłuższe wylegiwanie się w łóżku nie będzie sobie jednak mogła pozwolić. "Tak się składa, że we wtorek rano moi rodzice wracają do Polski i będę ich żegnała na lotnisku, ale przyjadą za to dwie siostry. To są takie same czarownice jak Justyna, więc będzie gorąco" - podkreśliła z uśmiechem. Wszystko wskazuje na to, że w środę kibice będą mogli zobaczyć, a raczej usłyszeć mistrzynię olimpijską z Vancouver w zupełnie nowej roli. "Prawdopodobnie będę komentowała dla telewizji finałowe biegi sprintów drużynowych. Chciałabym, aby Polacy usłyszeli trochę profesjonalizmu, trochę emocji, po prostu prawdziwej biegaczki" - powiedziała zawodniczka AZS AWF Katowice. Najbliższy start Kowalczyk w czwartek, w biegu sztafetowym. W sobotę natomiast o medal będzie walczyła w biegu na 30 km techniką dowolną.