Najgroźniejsza rywalka Justyny Kowalczyk wycofała się z Tour de Ski (29 grudnia - 6 stycznia na terenie Niemiec, Szwajcarii i Włoch) z powodu nagłych nieprawidłowości pracy serca. "To było bardzo dziwne i nieprzyjemne uczucie, kiedy moje tętno skoczyło do nienotowanej wcześniej wysokości. Normalnie przy wysiłku mój puls dochodzi do 174 uderzeń na minutę. Podczas treningu w sobotę po pierwszym interwale miałam 180; później w jednej chwili coś się nagle odblokowało i wartość natychmiast spadła do 145. Czułam się jakbym biegała na nartach z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Po sprawdzeniu pamięci pulsometra okazało się, że w pewnych momentach tętno wynosiło aż 200 uderzeń na minutę" - powiedziała Bjoergen. Poinformowała też media, że w szpitalu przeszła różne badania. "Były to elektrokardiogramy, echo serca, próba wysiłkowa i wiele innych. Miałam wykonane właściwie wszystkie możliwe testy, które nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Na razie z moim sercem jest wszystko w porządku, ale mam zaplanowane kolejne badania. Najbliższe już w czwartek". Mówiąc o wycofaniu się z Tour de Ski, Bjoergen podkreśliła, że to dla niej bardzo trudna i przykra decyzja, jaką musiała podjąć, ale ma też świadomość, iż nie można było postąpić inaczej. "Naprawdę czułam, że jestem w znakomitej formie, a podczas zgrupowania we włoskich Alpach miałam wrażenie, że jeszcze rośnie. Myślę, że byłabym w stanie walczyć o zwycięstwo; dlatego fakt, że nie wystartuję, jest bardzo trudny do przełknięcia" - zaznaczyła ze smutkiem. Pytana jak spędziła święta Bożego Narodzenia, mistrzyni olimpijska powiedziała, że trenowała z normalnym obciążeniem, ale była podłączona do aparatury medycznej. W środę przybyła na spotkanie z dziennikarzami prosto z zajęć, które trwały godzinę i 45 minut. "Rejestratory nie wykazały nic niepokojącego" - poinformowała.