Sobotni bieg był dla zawodniczek ostatnią szansą na zdobycie medalu na MŚ w Falun. - Niestety wiedziałem, że dziś takiego cudu nie będzie, ale myślałem, a nawet miałem pewność, że będzie zdecydowanie lepiej. Obserwując starty Justyny na tych mistrzostwach uważałem, że spokojnie znajdzie się w dziesiątce, a nawet moim zdaniem miała duże szanse na szóstkę - ocenił Łuszczek. Złoty (15 km) i brązowy medalista (30 km) z Lahti stwierdził, że jednocześnie godne podziwu jest to, w jaki sposób mistrzyni olimpijska z Vancouver 2010 i Soczi 2014 pokonała poważny kryzys. - Już na około 10. kilometrze przestraszyłem się, że Kowalczyk może nawet zejść z trasy. Dała radę i potem już naprawdę mocno, całym sercem walczyła. Aż się spociłem, bo wiem, jak się człowiek wtedy czuje. Organizm się prawie rozsypuje - mięśnie stają się twarde jak kamienie i zupełnie nie słuchają, pojawiają się skurcze, brakuje oddechu a w głowie kłębi się tysiące myśli. Proszę mi wierzyć, to prawdziwy koszmar, z którego nie każdy potrafi wyjść z taką klasą - zapewnił. W sobotę złoty medal zdobyła Norweżka Johaug, druga była broniąca tytułu sprzed dwóch lat jej koleżanka z reprezentacji Marit Bjoergen. Na trzecim stopniu podium stanęła Szwedka Charlotte Kalla. Kowalczyk, która dwa lata temu w Val di Fiemme była druga, zajęła 17. miejsce, tracąc do zwyciężczyni 3.56,0 min. Druga z Polek Kornelia Kubińska nie ukończyła biegu.