Polka w biegu na 30 km techniką klasyczną podczas mistrzostw świata w Val di Fiemme zdobyła w sobotę srebrny medal. Na finiszu wyprzedziła ją Marit Bjoergen. Trzecie miejsce zajęła kolejna reprezentantka Norwegii Therese Johaug. - Justyna, aby zdobyć złoto musiała zamęczyć Bjoergen. Wszyscy widzieliśmy, że gdy na ostatnich kilometrach biegły we trzy - razem z Johaug - nie chciała podjąć się tego zadania. Najwyraźniej obawiała się właśnie drugiej Norweżki. Widocznie doszła do wniosku, że mogło się skończyć tak, że na mecie nie będzie ani pierwsza czy druga tylko dopiero trzecia - powiedział Jarosz. Był cień szansy, że na "odcinku sprinterskim" Polka okaże się najlepsza. Szczególnie, że bieg był rozgrywany techniką klasyczną. - Niewiele brakło, ale zadecydował moment, gdy Bjoergen wskoczyła do toru przed Justyną - dodał były trener wicemistrzyni świata. Jego zdaniem spory wpływ na to co się stało w sobotę miały wcześniejsze rozstrzygnięcia podczas MŚ we Włoszech. - Gdyby wcześniej zdobyła medal, to dziś walczyłaby o wszystko. Do soboty nie zdobyła jednak ani jednego "krążka", a lepiej zawsze wyjechać z mistrzostw z medalem srebrnym niż brązowym - uważa Jarosz. Kowalczyk wywalczyła siódmy w karierze medal MŚ. W 2009 roku w Libercu oraz w 2011 w Oslo zdobyła w sumie dwa złote, dwa srebrne i dwa brązowe krążki. Jarosz obecnie jest trenerem narciarstwa biegowego w Witowie Mszana Górna (miejscowość odległa o kilka kilometrów od rodzinnej wsi Kowalczyk, Kasiny Wielkiej).