Wygrały Norweżki, którym złotym medal można było przyznać już przed biegiem. Najlepiej na swojej zmianie zaprezentowała się Kowalczyk. Justyna wyruszyła jako druga w ekipie "Biało-czerwonych", ze stratą 37 sekund do ruszającej z pierwszego miejsca na tej samej zmianie Therese Johaug. Zawodniczka z Kasiny Wielkiej potrafiła jednak wyprzedzić Norweżkę i po pięciu kilometrach przybiegła na zmianę mając przewagę 0,8 s nad tegoroczną mistrzynią świata na 10 kilometrów techniką dowolną. Kowalczyk dogoniła Johaug na ostatnim podbiegu przed końcem swojego startu i choć rywalka próbowała odpierać atak, to nie miała żadnych szans. - Na ostatnim podbiegu Therese walczyła na 110 procent - powiedziała Kowalczyk na antenie TVP. - Dobrze mi się biegło, 5 kilometrów jest okay, poza tym lubię biegać w tych warunkach, mam nadzieję, że utrzymają się do soboty (wtedy odbędzie się bieg na 30 kilometrów techniką klasyczną, ostatnia medalowa szansa dla Justyny w Val di Fiemme - przyp. red.) - stwierdziła nasza zawodniczka. W czwartek na trasie panowała dodatnia temperatura. - Świetnie smarujemy na te warunki, więc czekamy na bieg na 30 kilometrów - mówiła Kowalczyk przed mikrofonem TVP. Polka po upadku w sprincie, kiedy zajęła szóste miejsce i piątej pozycji w biegu łączonym, wycofała się ze startu na 10 kilometrów. Bieg w sztafecie miał być przetarciem przed sobotnim startem na 30 kilometrów. - Ten występ potwierdził moje przypuszczenia, że jest dobrze, ale w perspektywie 30 kilometrów niewiele to zmienia - powiedziała najlepsza z "Biało-czerwonych". Złoty medal w sztafecie wywalczyły Norweżki, które na mecie miały trzy minuty i 35 sekund przewagi nad dziewiątą reprezentacją Polski.