Jeśli przerwa między zawodami Pucharu Świata trwa więcej niż tydzień mistrzyni olimpijska prawie zawsze przeznacza ten czas na treningi we Włoszech. W tym sezonie wyjątkiem był jedynie okres świąt Bożego Narodzenia, w którym odwiedziła rodzinę. O uwielbieniu do tego rejonu może świadczyć to, że w listopadzie Kowalczyk i trener Aleksander Wierietielny pokonali w trzy dni (m.in. ponad 24-godzinny rejs promem) ponad trzy tysiące kilometrów z Kuusamo do Livigno, by móc tam pracować. Podróż z Otepaeae, gdzie w miniony weekendy odbyły się zawody PŚ, nie była tak wymagająca. "Z Estonii do Monachium dotarli samolotem. Na lotnisku czekał samochód, którym szybko i sprawnie dostali się na miejsce" - powiedział Węgrzyn. Polka Alpy opuści tylko na czas zawodów w rosyjskim Rybińsku (4-6 lutego). Następnie wróci do Włoch, by dalej przygotowywać się do mistrzostw świata w Oslo oraz poprzedzających je zmagań w Drammen. "Trening wysokogórski wymaga odpowiednich warunków. Przede wszystkim, jak sama nazwa wskazuje, musi odbywać się na dużej wysokości. Justyna lubi tamtą okolicę również dlatego, że pozwala jej odnaleźć spokój po napięciach związanych z zawodami" - tłumaczy wybór miejsca asystent Wierietielnego. "Głównie będzie tam pracowała nad wytrzymałością. Nie zabraknie także treningów typowo technicznych, np. zjazdów" - dodał. Kowalczyk prowadzi w klasyfikacji generalnej PŚ. Nad Norweżką Marit Bjoergen ma 479 punktów przewagi. Do zdobycia w obecnym cyklu pozostało ich jeszcze 1000.